„Pożądany przez wszystkie narody” rzeczywiście przyszedł do swojej świątyni, gdy Człowiek z Nazaretu nauczał i uzdrawiał w świętych przybytkach. W obecności Chrystusa, i tylko wtedy, chwała drugiej świątyni w istocie przewyższała tę pierwszą. Jednak Izrael odsunął Dar, jaki ofiarowało mu niebo. Wraz z osobą skromnego Nauczyciela, który tamtego dnia wyszedł przez złotą bramę, chwała na zawsze odeszła ze świątyni. Tak właśnie wypełniły się słowa Zbawiciela: „Oto wam dom wasz pusty zostanie” (Mt 23,38).
Uczniów napełniła groza i zdumienie, kiedy usłyszeli słowa przepowiedni Chrystusa dotyczącej zburzenia świątyni i pragnęli dokładniej zrozumieć ich znaczenie. Przez ponad czterdzieści lat hojnie łożono środki, angażowano wysiłki i umiejętności architektów, aby podkreślić jej świetność. Herod Wielki nie szczędził na nią ani żydowskich skarbów, ani rzymskiego bogactwa, a nawet władca światowego imperium ubogacił ją swymi darami. Jej część stanowiły potężne bloki białego marmuru niewiarygodnych wprost rozmiarów dostarczone w tym celu z Rzymu; to na nich uczniowie próbowali skupić uwagę swojego Mistrza: „Nauczycielu, patrz, co za kamienie i co za budowle!” (Mk 13,1).
Na te słowa Jezus udzielił poważnej i wstrząsającej odpowiedzi: „Zaprawdę powiadam wam, nie pozostanie tutaj kamień na kamieniu, który by nie został rozwalony” (Mt 24,2). Uczniowie skojarzyli zburzenie Jerozolimy z wydarzeniami przybycia Chrystusa w doczesnej chwale w celu objęcia tronu światowego imperium, ukarania niepokutujących Żydów i wyzwolenia narodu spod rzymskiego jarzma. Pan powiedział im, że przyjdzie po raz drugi. To dlatego słowa wyroku nad Jerozolimą znowu zwróciły ich umysły ku tej kwestii; dlatego też, gdy zgromadzili się wokół Zbawiciela na Górze Oliwnej, zapytali: „Powiedz nam, kiedy się to stanie i jaki będzie znak twego przyjścia i końca
świata?” (Mt 24,3).
Przyszłość została miłosiernie przysłonięta przed ich oczyma. Gdyby w tym czasie
w pełni pojęli dwa potworne fakty — cierpienie i śmierć Odkupiciela oraz zniszczenie ich miasta i świątyni, przytłoczyłoby ich przerażenie. Chrystus przedstawił im zarys szczególnych wydarzeń, jakie będą miały miejsce przed końcem czasów. Nie zrozumiano wówczas w pełni Jego słów; ich znaczenie miało zostać odsłonięte, gdy Jego lud będzie potrzebował pouczenia, jakie ze sobą niosły. Proroctwo, jakie przedstawił, miało podwójne znaczenie; było zapowiedzią zniszczenia Jerozolimy, a równocześnie obrazem grozy dnia ostatecznego.
Jezus opowiedział słuchającym Go uczniom o wyroku, jaki ma dosięgnąć odstępczy Izrael, a szczególnie o dotkliwej pomście, jaka spadnie na nich za to, że odrzucili i ukrzyżowali Mesjasza. Nieomylne znaki poprzedzą straszliwy punkt kulminacyjny. Przerażająca godzina nadejdzie nieoczekiwanie i szybko. Zbawiciel ostrzegł swoich naśladowców: „Gdy więc ujrzycie na miejscu świętym ohydę spustoszenia, którą przepowiedział prorok Daniel — kto czyta, niech uważa — wtedy ci, co są w Judei, niech uciekają w góry” (Mt 24,15-16; Łk 21,20-21). Gdy bałwochwalcze sztandary Rzymian zostaną zatknięte na świętej ziemi, która rozpościerała się na kilkaset metrów przed murami miasta, naśladowcy Chrystusa powinni szukać ratunku w ucieczce. Kiedy pojawią się ostrzegawcze znaki, ci, którzy będą uciekali, nie powinni zwlekać. Sygnał do ucieczki powinien zostać przyjęty natychmiast w całej Judei i w samej Jerozolimie. Ci, których zastanie na dachu domu, nie powinni już schodzić do środka nawet wówczas, gdyby chcieli ocalić najcenniejsze skarby. Pracujący na polu czy w winnicy nie powinni tracić czasu, aby wrócić po płaszcz, który zdjęli, trudząc się w spiekocie dnia. Nie powinni wahać się ani przez chwilę, aby nie stali się uczestnikami powszechnego zniszczenia.
-20-
Jerozolima pod panowaniem Heroda została nie tylko znacznie upiększona, ale dzięki wybudowaniu wież, murów i fortec wydawała się nieomal nie do zdobycia, biorąc pod uwagę wszystkie warunki jej naturalnego położenia. Ktokolwiek wówczas przepowiadałby publicznie jej zniszczenie, byłby, podobnie jak w swoim czasie Noe, okrzyknięty mianem szalonego panikarza. Jednak Chrystus powiedział: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą” (Mt 24,35). Z powodu swoich grzechów Jerozolima miała doświadczyć zapowiedzianego gniewu, a uparta niewiara przypieczętowała jej los.
Pan oznajmił przez proroka Micheasza: „Słuchajcie tego, wy, naczelnicy domu Jakuba, i wy, wodzowie domu Izraela, którzy czujecie wstręt do prawa i wykrzywiacie wszystko, co proste! Budujecie Syjon, przelewając krew, a Jeruzalem, popełniając zbrodnię. Jego naczelnicy wymierzają sprawiedliwość za łapówki, a jego kapłani nauczają za zapłatę, jego prorocy wieszczą za pieniądze, i na Pana się powołują, mówiąc: Czy nie ma Pana wśród nas? Nie spadnie na nas nieszczęście!” (Mi 3,9-11).
Słowa te wiernie opisywały zepsutych i zadufanych w sobie mieszkańców Jerozolimy. Głosząc, że ściśle przestrzegają przepisów Bożego prawa, w rzeczywistości łamali wszystkie jego zasady. Nienawidzili Chrystusa, ponieważ Jego czystość i świętość ujawniały ich nikczemność; oskarżyli Go o to, że jest przyczyną wszystkich nieszczęść, jakie spadły na nich w wyniku ich własnych grzechów. Chociaż wiedzieli, że On jest bez grzechu, oznajmili, że jego śmierć jest potrzebna, aby zachować ich bezpieczeństwo jako narodu. „Jeśli go tak zostawimy” — powiedzieli żydowscy przywódcy — „wszyscy uwierzą w niego; wtedy przyjdą Rzymianie i zabiorą naszą świątynię i nasz naród” (J 11,48). Poświęcając Chrystusa, mogliby stać się silnym, zjednoczonym ludem. Tak rozumowali i podzielali zdanie swego najwyższego kapłana, który stwierdził, że lepiej, gdyby umarł jeden człowiek, niż miałby zginąć cały naród.
W ten sposób przywódcy żydowscy zbudowali „Syjon, przelewając krew, a Jeruzalem, popełniając zbrodnię” (Mi 3,10). Mimo to, gdy zabili swojego Zbawiciela, ponieważ karcił ich grzechy, ich pewność siebie była tak wielka, że uważali samych siebie za wybrany naród Boży i oczekiwali, że Bóg wyzwoli ich z ręki wrogów. „Dlatego” — kontynuuje prorok — „z powodu was Syjon będzie zorany jak pole, Jeruzalem stanie się kupą gruzu, a góra świątyni zalesionym wzgórzem” (Mi 3,12).
Przez niemal czterdzieści lat po ogłoszeniu przez Chrystusa wyroku nad Jerozolimą Pan wstrzymywał swoje wyroki wobec miasta i narodu. Zdumiewająca była cierpliwość Boga wobec tych, którzy odrzucali Jego ewangelię i zamordowali Jego Syna. Przypowieść o nieurodzajnym drzewie przedstawia postępowanie Boga wobec narodu żydowskiego. Przyszło zlecenie: „Wytnij je, po cóż jeszcze ziemię próżno zajmuje?” (Łk 13,7), jednak Boże miłosierdzie ocaliło ich jeszcze na jakiś czas. Nadal było wśród Żydów wielu nieświadomych w kwestii charakteru Chrystusa i Jego dzieła. Również dzieci nie miały tych możliwości, co ich rodzice, ani nie otrzymały światła, jakie tamci odtrącili. Bóg sprawił, że światło zajaśniało nad nimi dzięki kazaniom apostołów i ich współtowarzyszy; pozwolono im zobaczyć, jak proroctwo wypełniło się nie tylko poprzez narodziny i życie Chrystusa, ale również poprzez Jego śmierć i zmartwychwstanie. Dzieci nie zostały potępione za grzechy rodziców; wiedząc jednak, jakie światło zostało udzielone ich przodkom, odrzuciły dodatkowe światło, jakiego udzielono im samym, stając się w ten sposób uczestnikami grzechów swoich rodziców i dopełniając miary własnej niegodziwości.
Cierpliwość Boga wobec Jerozolimy jedynie utwierdziła Żydów w upartym braku skruchy. W swej nienawiści i okrucieństwie skierowanym przeciw uczniom Jezusa odrzucili ostatni dar miłosierdzia. Wówczas Bóg odsunął swoją ochronę i wycofał moc, którą ograniczał szatana i jego aniołów, a naród został oddany pod władzę przywódców, jakich sam sobie wybrał.
-21-
Dzieci tego narodu odepchnęły łaskę Chrystusa, która uzdolniłaby ich do opanowania złych impulsów, jakie teraz nimi zawładnęły. Szatan pobudzał najdziksze i najpodlejsze namiętności ich serc. Ludzie nie zachowywali się rozumnie; działali poza rozsądkiem — kontrolowani przez impulsy i ślepą pasję. W swym okrucieństwie upodobnili się do szatana. W rodzinie i w całym narodzie, zarówno wśród najwyższych, jak i najniższych klas, panowały podejrzliwość, zazdrość, nienawiść, konflikt, rebelia i morderstwo. Nigdzie nie było bezpiecznie. Przyjaciele i krewni zdradzali się nawzajem. Rodzice zabijali dzieci, a dzieci rodziców. Przywódcy narodu nie mieli mocy, aby nad sobą panować. Niekontrolowane żądze czyniły z nich tyranów. Żydzi zaakceptowali fałszywe zeznania, aby potępić niewinnego Syna Bożego. Teraz fałszywe oskarżenia uczyniły niepewnym ich własne życie. Poprzez swoje postępowanie długo mówili: „Dajcie nam spokój ze Świętym Izraelskim” (Iz 30,11). Teraz spełniło się ich życzenie. Bojaźń Boża już dłużej ich nie dręczyła. Na czele narodu stał szatan, a najwyższe władze cywilne i religijne pozostawały pod jego wpływem.
Przywódcy przeciwnych stronnictw jednoczyli się niekiedy, aby grabić i torturować swe nieszczęsne ofiary, a potem znów zwracali się przeciwko sobie i mordowali się nawzajem bez cienia litości. Nawet świętość świątyni nie była w stanie zahamować ich straszliwego okrucieństwa. Zabijano wiernych u ołtarza, a sanktuarium było zanieczyszczone ciałami zamordowanych. Jednakże w swej ślepej i bluźnierczej zarozumiałości podżegacze owego piekielnego dzieła głosili, iż nie boją się zniszczenia Jerozolimy, ponieważ miasto stanowi własność Boga. Aby jeszcze bardziej umocnić swą władzę, opłacili fałszywych proroków, którzy głosili — nawet wówczas, gdy rzymskie legiony oblegały świątynię — że ludzie mają czekać na wyzwolenie przez Boga. Do ostatniej chwili tłumy mocno trzymały się przekonania, że Najwyższy wkroczy, aby pokonać przeciwników. Jednak Izrael odrzucił Boże wsparcie, a teraz nie miał już ochrony. Nieszczęsna Jerozolima! Rozdzierana wewnętrznymi sporami, z ulicami szkarłatnymi od krwi jej zabijających się nawzajem dzieci, kiedy obce wojska przełamały jej fortyfikacje i wymordowały żołnierzy!
Wszystkie prorocze słowa Chrystusa dotyczące zniszczenia Jerozolimy wypełniły się literalnie. Żydzi doświadczyli prawdziwości Jego ostrzeżenia: „Jaką miarą mierzycie, taką i wam odmierzą” (Mt 7,2).
Pojawiały się znaki i cuda poprzedzające katastrofę i zniszczenie. W środku nocy nienaturalne światło zabłysło nad świątynią i ołtarzem. O zachodzie słońca na obłokach widać było rydwany i wojowników szykujących się do bitwy. Kapłanów służących nocą w świątyni przeraziły tajemnicze dźwięki; ziemia drżała, i słychać było liczne głosy wołające: „Odejdźmy stąd”. Wielka wschodnia brama, tak ciężka, że zamykało ją z trudem dwudziestu mężczyzn, zabezpieczona ogromnymi sztabami wpuszczanymi głęboko w chodnik z litej skały, otworzyła się w środku nocy bez udziału ludzkiej ręki.
Przez siedem lat pewien człowiek bezustannie przemierzał ulice Jerozolimy, ogłaszając nieszczęścia, jakie miały spaść na miasto. Dniem i nocą intonował dziwną pieśń żałobną: „Głos ze wschodu! Głos z zachodu! Głos od czterech wiatrów! Głos przeciwko Jerozolimie i przeciwko świątyni! Głos przeciwko oblubieńcom i oblubienicom! Głos przeciwko całemu ludowi!”. Ta dziwna istota była więziona i torturowana, ale z jej ust nie wydobyło się ani jedno słowo skargi. Na zniewagę i obelgę człowiek ten odpowiadał tylko: „Biada, biada Jerozolimie! Biada jej mieszkańcom!”. Jego ostrzegawcze wołanie ustało, kiedy został zabity podczas przepowiedzianego przez siebie oblężenia.
-22-
Ani jeden chrześcijanin nie ucierpiał podczas zniszczenia Jerozolimy. Chrystus udzielił uczniom ostrzeżenia i wszyscy, którzy uwierzyli Jego słowom, wyczekiwali obiecanego znaku. „Gdy zaś ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska” — powiedział Jezus — „wówczas wiedzcie, że przybliżyło się jej zburzenie. Wtedy mieszkańcy Judei niech uciekają w góry, a ci, którzy są w obrębie miasta, niech wyjdą z niego, a mieszkańcy wsi niech nie wchodzą do niego” (Łk 21,20-21). Gdy Rzymianie pod dowództwem Cestiusa otoczyli miasto, nieoczekiwanie odstąpili od oblężenia, choć wszystko zdawało się sprzyjać natychmiastowemu atakowi. Oblężeni, którzy nie mieli nadziei na skuteczny opór, byli gotowi się poddać, kiedy rzymski generał bez żadnej widocznej przyczyny odwołał swoje wojska. To pełna miłosierdzia Opatrzność Boża kierowała wydarzeniami dla do- bra swojego ludu. Obiecany znak został dany oczekującym go chrześcijanom i przed każdym, kto pragnął, otworzyła się możliwość podporządkowania się ostrzeżeniu Zbawiciela. Zdarzenia przyjęły taki obrót, że ani Żydzi, ani Rzymianie nie przeszkodziliby ucieczce chrześcijan. Po odwrocie Cestiusa Żydzi wypadli z Jerozolimy, podążając śladem wycofującej się armii; kiedy zaś obie strony zaangażowały się w walkę, chrześcijanie mieli możliwość opuszczenia miasta. W tym czasie prowincja również była wolna od wrogów, którzy mogliby im przeszkodzić. Gdy nastał czas oblężenia, Żydzi przebywali w Jerozolimie na Święcie Namiotów i w ten sposób chrześcijanie z całego kraju byli w stanie uciec przez nikogo nie niepokojeni. Bezzwłocznie przenieśli się do bezpiecznego miejsca — do miasta Pella w Perei za Jordanem. Wojska żydowskie ścigające Cestiusa i jego armię wypadły na jej tyły z taką zaciętością, że groziło jej całkowite zniszczenie. Z wielkim trudem udało się Rzymianom dokonać odwrotu. Żydzi wyszli ze starcia niemal bez strat i triumfalnie powrócili z łupami do Jerozolimy. Jednakże ten oczywisty sukces nie wyszedł im na dobre. Natchnął ich duchem nieustępliwego oporu wobec Rzymian, który błyskawicznie sprowadził na zgubione miasto nieopisaną klęskę.
Straszliwe nieszczęścia spadły na Jerozolimę, kiedy Tytus na nowo rozpoczął oblę-żenie. Miasto zostało okrążone w czasie, gdy w jego murach zgromadziły się miliony Żydów. Gdyby starannie zabezpieczono składy żywności, wystarczyłoby jej dla mieszkańców miasta na całe lata, jednak teraz stanęło przed nimi widmo głodu, ponieważ wcześniej zostały one zniszczone w wyniku zazdrości i mściwości zwalczających się wzajemnie stronnictw. Miarę pszenicy sprzedawano za jeden talent. Boleści głodowe były tak okrutne, że ludzie żuli skórę ze swych pasów i sandałów oraz poszycie swoich tarcz. Wiele osób nocami wykradało się poza mury miasta, aby zdobyć rosnące tam dzikie rośliny, chociaż groziło im pojmanie i śmierć w okrutnych męczarniach; niejednokrotnie ci, którym udało się bezpiecznie wrócić, zostawali obrabowani z tego, co zdobyli, tak bardzo ryzykując. Najbardziej nieludzkie tortury stosowali ci, którzy stali u władzy, aby wymusić od znękanych nędzą ludzi ostatnie zapasy, jakie udało im się ukryć. Okrucieństwa te stanowiły nierzadką praktykę tych, którzy sami nieźle odżywieni pragnęli po prostu zaopatrzyć się na przyszłość. Tysiące skonały w wyniku głodu i zarazy. Wydawało się, że zanikły wszelkie naturalne uczucia.