Wielki Bój – Dzień 008

W krajach podległych jurysdykcji Rzymu przez setki lat istniały społeczności chrześcijan, które były niemal całkowicie wolne od zepsucia, jakiemu uległo papiestwo. Żyli oni w pogańskim otoczeniu i wraz z upływem lat ulegali jego błędom, jednak nadal uważali Biblię za jedyną zasadę wiary i stosowali się do wielu jej prawd. Chrześcijanie ci wierzyli w niezmienność prawa Bożego i święcili szabat według czwartego przykazania. Kościoły, które podtrzymywały i praktykowały tę wiarę, istniały w środkowej Afryce oraz pośród Ormian w Azji. 

-44-

W krajach podległych jurysdykcji Rzymu przez setki lat istniały społeczności chrześcijan, które były niemal całkowicie wolne od zepsucia, jakiemu uległo papiestwo. Żyli oni w pogańskim otoczeniu i wraz z upływem lat ulegali jego błędom, jednak nadal uważali Biblię za jedyną zasadę wiary i stosowali się do wielu jej prawd. Chrześcijanie ci wierzyli w niezmienność prawa Bożego i święcili szabat według czwartego przykazania. Kościoły, które podtrzymywały i praktykowały tę wiarę, istniały w środkowej Afryce oraz pośród Ormian w Azji. 

Jednak wśród tych, którzy opierali się napastliwej władzy papiestwa, pierwsze miejsce zajmowali waldensi. W tym samym kraju, w którym ustanowiło ono swój tron, najwytrwalej opierano się jego fałszerstwom i zepsuciu. Przez stulecia Kościoły Piemontu utrzymały swą niezależność; nadszedł jednak czas, kiedy Rzym postanowił je sobie podporządkować. Po nieskutecznych walkach przeciw jego tyranii przywódcy tych Kościołów niechętnie uznali zwierzchność potęgi, której niemal cały świat zdawał się składać hołd. Znaleźli się jednak tacy, którzy odmówili poddania się władzy papieża czy dostojników Kościoła. Byli zdecydowani, że pozostaną wierni jedynie Bogu i zachowają czystość i prostotę swojej wiary. Nastąpił podział. Ci, którzy trzymali się pierwotnej wiary, wycofali się; niektórzy, porzucając rodzinne Alpy, zatknęli sztandar prawdy w obcych krajach; inni oddalili się w odludne górskie doliny lub na skaliste pustkowia i tam bronili swojej wolności do oddawania czci Bogu. 

Wiara, jaką przez stulecia pielęgnowali i jakiej nauczali waldensi, żywo różniła się od fałszywych doktryn, jakie krzewił Rzym. Ich zasady miały swe oparcie w pisanym Słowie Bożym, prawdziwym fundamencie chrześcijaństwa. Jednak ci skromni wieśniacy w surowym otoczeniu, odcięci od świata, związani codziennym trudem wśród swych stad i winnic, nie doszli sami do tej prawdy pozostającej w opozycji wobec dogmatów i herezji odstępczego Kościoła. Nie była ona dla nich niczym nowym. Odziedziczyli ją w spadku po swoich przodkach. Walczyli o wiarę Kościoła apostołów — „wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3). Prawdziwym Kościołem Chrystusa, strażnikiem skarbów prawdy, którą Bóg powierzył swojemu ludowi i którą ten miał przekazać światu, był „Kościół na pustyni”, a nie pełna pychy hierarchia osadzona na tronie wielkiej stolicy świata. 

Jedną z głównych przyczyn, które doprowadziły do oddzielenia się prawdziwego Kościoła od Rzymu, była nienawiść, jaką ten ostatni wyrażał wobec biblijnego szabatu. Papiestwo powaliło prawdę na ziemię, tak jak przepowiedziano w proroctwie. Prawo Boże zostało zdeptane, a ludzkie tradycje i zwyczaje wywyższone. Kościoły pozostające pod panowaniem papiestwa dość wcześnie zostały zmuszone do uhonorowania niedzieli jako dnia świętego. Wielu ludzi, w tym również ci, którzy należeli do prawdziwego ludu Bożego, było na skutek powszechnego błędu i zabobonu tak zdezorientowanych, że święcąc szabat, powstrzymywali się od pracy także w niedzielę. Jednak to nie wystarczało przywódcom papiestwa. Żądali nie tylko święcenia niedzieli, ale również profanowania szabatu; w najbardziej stanowczych słowach potępiali tych, którzy ośmielali się święcić go w sposób jawny. Jedynym sposobem, aby w spokoju przestrzegać prawa Bożego, była ucieczka spod władzy Rzymu. 

Waldensi byli jednymi z pierwszych w Europie, którzy mieli dostęp do przekładu Pisma Świętego. Na setki lat przed reformacją posiadali Biblię w postaci manuskryptów sporządzonych w ich własnym języku. Była to niesfałszowana prawda, co czyniło ich szczególnym obiektem nienawiści i prześladowania. Głosili, że Kościół rzymski jest odstępczym Babilonem z Księgi Apokalipsy i z narażeniem życia opierali się jego zepsuciu. Podczas gdy niektórzy, ulegając presji długotrwałych prześladowań, powoli rezygnowali z wyróżniających ich zasad, inni nieugięcie trwali przy prawdzie. To waldensi przez wieki

-45-

 ciemności i odstępstwa odmawiali przyjęcia zwierzchności Rzymu, odrzucali kult obrazów, uznając go za bałwochwalstwo, i zachowywali prawdziwy szabat. Podtrzymywali swoją wiarę pod naporem najzagorzalszej opozycji. Zabijani włóczniami Sabaudczyków i ogniem rzymskich stosów niezachwianie stawali w obronie honoru Boga i Jego Słowa. 

W wyniosłych bastionach gór, które przez wszystkie wieki były schronieniem prześladowanych i ciemiężonych, waldensi znaleźli swoje miejsce ucieczki. Tutaj światło prawdy przetrwało, płonąc w ciemnościach średniowiecza. Tutaj przez tysiąc lat świadkowie prawdy przechowywali dawną wiarę. 

Bóg sprawił swojemu ludowi świątynię pełną niezwykłej wspaniałości, odpowiednią dla potężnych prawd, jakie im powierzył. Dla wiernych wygnańców góry były symbolem niezmiennej sprawiedliwości Jahwe. Wskazywali swoim dzieciom łańcuchy gór wznoszące się nad nimi w nieprzemijającym majestacie i opowiadali im o Tym, który jest niezmienny, w którym nie ma cienia zdrady, którego słowo jest trwałe jak te odwieczne szczyty. Bóg ugruntował góry i przepasał je mocą; nikt inny jak tylko ramię Jego Nieskończonej Mocy jest w stanie poruszyć je z posad. Podobnie ustanowił swoje prawo, fundament Jego panowania w niebie i na ziemi. Ręka człowieka mogła dosięgnąć bliźnich i zniszczyć ich życie; jednak tak jak nie jest on w stanie wyrwać gór z ich podstaw i cisnąć ich w morze, tak nie jest w stanie zmienić nawet jednego z praw Jahwe ani wymazać żadnej Jego obietnicy złożonej tym, którzy czynią Jego wolę. W swej wierności wobec Jego prawa słudzy Boży mają trwać nieporuszeni jak góry. 

Łańcuchy górskie otaczające piękne doliny stanowiły niezmienne świadectwo stwórczej mocy Boga i Jego niezawodnej, troskliwej opieki. Pielgrzymi uczyli się kochać owe ciche symbole obecności Jahwe. Cierpliwie i bez szemrania znosili swój trudny los. Wśród górskich pustkowi nigdy nie byli samotni. Dziękowali Bogu za to, że udzielił im schronienia przed gniewem i okrucieństwem ludzi. Cieszyli się swobodą służenia Mu. Często, gdy byli tropieni przez swych wrogów, potęga gór dawała im niezawodną ochronę. Z wyniosłych urwisk śpiewali na chwałę Boga, a armie Rzymu nie były w stanie uciszyć ich pieśni dziękczynienia. 

Pobożność tych naśladowców Chrystusa była czysta, prosta i żarliwa. Zasady prawdy były dla nich cenniejsze niż domy, pola, przyjaźnie, więzy krwi, a nawet ich własne życie. Gorąco pragnęli wpoić te zasady w serca młodzieży. Od najwcześniejszych lat młodzi byli uczeni Pisma oraz świętego szacunku wobec wymagań Bożego prawa. Kopie Biblii były nieliczne, dlatego jej cennych słów uczono się na pamięć. Wielu potrafiło powtórzyć obszerne fragmenty zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Myśli o Bogu łączyły się ze wzniosłą scenerią natury i prostymi błogosławieństwami codziennego życia. Małe dzieci uczyły się z wdzięcznością spoglądać na Boga jako dawcę wszelkiej łaski i pociechy. 

Rodzice, tak czule i troskliwie, jak tylko potrafili, kochali swoje dzieci miłością zbyt mądrą, aby uczyć ich pobłażania samym sobie. Czekało je życie pełne prób i trudów, a być może i męczeńska śmierć. Od najwcześniejszych lat uczono je znosić trudności, okazywać posłuszeństwo, a równocześnie myśleć i działać samodzielnie. Bardzo wcześnie były uczone ponoszenia odpowiedzialności, powściągliwości w mowie oraz tego, jak roztropne jest milczenie. Jedno nieopatrzne słowo wypowiedziane w obecności nieprzyjaciół mogło przynieść zgubę nie tylko temu, kto je wypowiedział, ale także setkom jego współbraci; wrogowie prawdy jak wilki węszące za ofiarą tropili tych, którzy ośmielali się głosić religijną wolność.  

-46-

Waldensi poświęcili swą doczesną pomyślność w imię prawdy i wytrwale, w cierpliwym trudzie zdobywali codzienny chleb. Każdy skrawek ziemi w górach, jaki tylko udało się zaorać, był uprawiany z wielką troskliwością; doliny i mniej urodzajne górskie zbocza zostały wykorzystane, aby przynosić plon. Oszczędność i surowe samozaparcie stanowiły część wykształcenia ich dzieci, ich jedynego dziedzictwa. Uczono je, że Bóg zaplanował życie jako szkołę dyscypliny, a swoje potrzeby mogą zaspokajać jedynie pracą własnych rąk, dzięki zapobiegliwości, staraniom i wierze. Ten żmudny i nużący proces był jednak zbawienną szkołą, jaką Bóg zapewnił dla rozwoju i kształcenia człowieka w jego upadłym stanie, idealnie dopasowaną do jego potrzeb. Młodzi, którzy przywykli do trudu i niedostatku, nie zaniedbywali kształcenia intelektu. Uczono ich, że wszystkie zdolności należą do Boga i dlatego powinno się je rozwijać i doskonalić, aby wykorzystać je w służbie dla Niego. 

Zbory waldensów przypominały swą czystością i prostotą pierwszy Kościół z czasów apostołów. Odrzucając zwierzchnictwo papieża i dostojników kościelnych, uważali oni Biblię za jedyny, najwyższy i niezmienny autorytet. Ich pastorzy, w odróżnieniu od wyniosłych kapłanów Rzymu, naśladowali przykład swego Mistrza, który „przyszedł, aby służyć, a nie po to, by jemu służono”. Karmili trzodę Bożą, prowadząc ją na zielone pastwiska i do żywych wód Jego świętego Słowa. Lud ten zbierał się z dala od pomników ludzkiej dumy i przepychu, nie we wspaniałych kościołach czy potężnych katedrach, ale w cieniu gór, w alpejskich dolinach, a niekiedy, w czasie zagrożenia, w jakiejś skalnej twierdzy, aby słuchać słów prawdy głoszonych przez sługi Chrystusa. Pastorzy nie tylko głosili ewangelię, ale także odwiedzali chorych, uczyli dzieci, napominali błądzących, wkładali trud w rozstrzyganie sporów i zachęcali do zgody i braterskiej miłości. W czasach pokoju wspierano ich dobrowolnymi darami współbraci, jednak każdy z nich znał jakieś rzemiosło lub wykonywał zawód, który w razie potrzeby dawał mu utrzymanie — podobnie jak Pawłowi, który szył namioty. 

Młodzież uczyła się od swoich pastorów. Poświęcano uwagę różnym dziedzinom wiedzy, ale przede wszystkim studiowano Biblię. Młodzi uczyli się na pamięć Ewangelii Mateusza i Jana, a także wielu listów apostolskich, kopiowali Pismo Święte. Niektóre manuskrypty obejmowały całość, inne jedynie krótkie urywki, do których ci, którzy potrafili wykładać Pismo, dołączali proste objaśnienie tekstu. W taki sposób rozpowszechniano skarby prawdy tak długo skrywanej przez tych, którzy pragnęli wywyższyć się ponad Boga. 

Dzięki cierpliwej i niestrudzonej pracy wykonywanej niekiedy w ciemnościach jaskiń, przy świetle pochodni powstawały egzemplarze Pisma Świętego przepisywane wiersz po wierszu, rozdział po rozdziale. W ten sposób postępowało naprzód dzieło, dzięki któremu objawiona wola Boża lśniła niczym czyste złoto. Tylko ci, którzy byli w nie zaangażowani, wiedzieli, że dzięki przeżywanym ze względu na nią doświadczeniom świeci ona jeszcze jaśniej, czyściej i potężniej. Tych wiernych pracowników otaczali niebiańscy aniołowie. 

Szatan przekonał księży i dostojników papieskich, aby pogrzebali słowo prawdy pod zwałami błędu, herezji i zabobonu; w cudowny sposób przetrwało ono jednak w nieskażonym stanie przez wszystkie wieki ciemności. Nie nosiło piętna człowieka, ale pieczęć Bożą. Ludzie nie ustawali w wysiłkach, aby zagmatwać jasne, proste znaczenie Pisma i sprawić, by zaprzeczało samo sobie; jednak podobnie jak arka na wzburzonej głębi, tak Słowo Boże trwa mimo grożących mu zniszczeniem burz. 

-47-

Jak kopalnia skrywa pod powierzchnią ziemi bogate żyły złota i srebra, a ci, którzy pragną odkryć jej cenne zasoby, muszą kopać głęboko, tak Pismo Święte zawiera skarby prawdy, które zostają objawione jedynie szczeremu, pokornemu poszukiwaczowi, który nie ustaje w modlitwie. Bóg postanowił, że Biblia będzie podręcznikiem dla całej ludzkości, zarówno dla dzieci, dla młodych, jak i dla dojrzałych; On chce, aby była bezustannie studiowana. Dał ludziom swoje Słowo, aby objawić im samego siebie. Każda nowa prawda stanowi kolejną odsłonę charakteru Autora. Bóg pragnie, aby poprzez studiowanie Pisma ludzie weszli w bliższy kontakt ze swym Stwórcą i posiedli jaśniejsze zrozumienie Jego woli. To środek komunikacji pomiędzy Bogiem i człowiekiem. 

Waldensi uważali bojaźń Bożą za początek mądrości, a równocześnie nie tracili z oczu wartości kontaktu ze światem, poznania ludzi i aktywnego życia, a także poszerzania horyzontów myślenia i rozbudzania percepcji. Niektórych młodzieńców wysyłano ze szkół w górach na uczelnie w miastach Francji czy Włoch, gdzie mieli szersze możliwości studiowania, refleksji i obserwacji niż w rodzinnych Alpach. W ten sposób młodzież była narażona na pokusy, stawała się świadkiem rozpusty, stykała się z przebiegłymi posłańcami szatana, którzy nakłaniali ich do najwymyślniejszych herezji i atakowali najbardziej niebezpiecznymi zwiedzeniami. Jednak zadaniem wychowania od najwcześniejszych lat było przygotowanie ich na podobne sytuacje. 

W szkołach, do których uczęszczali, mieli nie spoufalać się z innymi. Ich odzież była przygotowana tak, aby ukryć ich największy skarb — cenne manuskrypty Pisma. Nieśli ze sobą owoce wielu miesięcy i lat trudu i gdziekolwiek mogli to zrobić, nie ściągając na siebie podejrzeń, podrzucali je tym, których serca wydawały się otwarte na przyjęcie prawdy. Do tego zadania młodzi waldensi byli przyuczani od kolebki; rozumieli je i wiernie wykonywali. Na uczelniach zdobywano dla prawdy nowych naśladowców, a często jej zasady przenikały cały uniwersytet; jednak mimo usilnego dochodzenia papieskie władze nie były w stanie wyśledzić źródła tego, co nazywały „gorszącą herezją”. 

W krajach podległych jurysdykcji Rzymu przez setki lat istniały społeczności chrześcijan, które były niemal całkowicie wolne od zepsucia, jakiemu uległo papiestwo. Żyli oni w pogańskim otoczeniu i wraz z upływem lat ulegali jego błędom, jednak nadal uważali Biblię za jedyną zasadę wiary i stosowali się do wielu jej prawd. Chrześcijanie ci wierzyli w niezmienność prawa Bożego i święcili szabat według czwartego przykazania. Kościoły, które podtrzymywały i praktykowały tę wiarę, istniały w środkowej Afryce oraz pośród Ormian w Azji. 

Jednak wśród tych, którzy opierali się napastliwej władzy papiestwa, pierwsze miejsce zajmowali waldensi. W tym samym kraju, w którym ustanowiło ono swój tron, najwytrwalej opierano się jego fałszerstwom i zepsuciu. Przez stulecia Kościoły Piemontu utrzymały swą niezależność; nadszedł jednak czas, kiedy Rzym postanowił je sobie podporządkować. Po nieskutecznych walkach przeciw jego tyranii przywódcy tych Kościołów niechętnie uznali zwierzchność potęgi, której niemal cały świat zdawał się składać hołd. Znaleźli się jednak tacy, którzy odmówili poddania się władzy papieża czy dostojników Kościoła. Byli zdecydowani, że pozostaną wierni jedynie Bogu i zachowają czystość i prostotę swojej wiary. Nastąpił podział. Ci, którzy trzymali się pierwotnej wiary, wycofali się; niektórzy, porzucając rodzinne Alpy, zatknęli sztandar prawdy w obcych krajach; inni oddalili się w odludne górskie doliny lub na skaliste pustkowia i tam bronili swojej wolności do oddawania czci Bogu. 

Wiara, jaką przez stulecia pielęgnowali i jakiej nauczali waldensi, żywo różniła się od fałszywych doktryn, jakie krzewił Rzym. Ich zasady miały swe oparcie w pisanym Słowie Bożym, prawdziwym fundamencie chrześcijaństwa. Jednak ci skromni wieśniacy w surowym otoczeniu, odcięci od świata, związani codziennym trudem wśród swych stad i winnic, nie doszli sami do tej prawdy pozostającej w opozycji wobec dogmatów i herezji odstępczego Kościoła. Nie była ona dla nich niczym nowym. Odziedziczyli ją w spadku po swoich przodkach. Walczyli o wiarę Kościoła apostołów — „wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3). Prawdziwym Kościołem Chrystusa, strażnikiem skarbów prawdy, którą Bóg powierzył swojemu ludowi i którą ten miał przekazać światu, był „Kościół na pustyni”, a nie pełna pychy hierarchia osadzona na tronie wielkiej stolicy świata. 

Jedną z głównych przyczyn, które doprowadziły do oddzielenia się prawdziwego Kościoła od Rzymu, była nienawiść, jaką ten ostatni wyrażał wobec biblijnego szabatu. Papiestwo powaliło prawdę na ziemię, tak jak przepowiedziano w proroctwie. Prawo Boże zostało zdeptane, a ludzkie tradycje i zwyczaje wywyższone. Kościoły pozostające pod panowaniem papiestwa dość wcześnie zostały zmuszone do uhonorowania niedzieli jako dnia świętego. Wielu ludzi, w tym również ci, którzy należeli do prawdziwego ludu Bożego, było na skutek powszechnego błędu i zabobonu tak zdezorientowanych, że święcąc szabat, powstrzymywali się od pracy także w niedzielę. Jednak to nie wystarczało przywódcom papiestwa. Żądali nie tylko święcenia niedzieli, ale również profanowania szabatu; w najbardziej stanowczych słowach potępiali tych, którzy ośmielali się święcić go w sposób jawny. Jedynym sposobem, aby w spokoju przestrzegać prawa Bożego, była ucieczka spod władzy Rzymu. 

Waldensi byli jednymi z pierwszych w Europie, którzy mieli dostęp do przekładu Pisma Świętego. Na setki lat przed reformacją posiadali Biblię w postaci manuskryptów sporządzonych w ich własnym języku. Była to niesfałszowana prawda, co czyniło ich szczególnym obiektem nienawiści i prześladowania. Głosili, że Kościół rzymski jest odstępczym Babilonem z Księgi Apokalipsy i z narażeniem życia opierali się jego zepsuciu. Podczas gdy niektórzy, ulegając presji długotrwałych prześladowań, powoli rezygnowali z wyróżniających ich zasad, inni nieugięcie trwali przy prawdzie. To waldensi przez wieki

-45-

 ciemności i odstępstwa odmawiali przyjęcia zwierzchności Rzymu, odrzucali kult obrazów, uznając go za bałwochwalstwo, i zachowywali prawdziwy szabat. Podtrzymywali swoją wiarę pod naporem najzagorzalszej opozycji. Zabijani włóczniami Sabaudczyków i ogniem rzymskich stosów niezachwianie stawali w obronie honoru Boga i Jego Słowa. 

W wyniosłych bastionach gór, które przez wszystkie wieki były schronieniem prześladowanych i ciemiężonych, waldensi znaleźli swoje miejsce ucieczki. Tutaj światło prawdy przetrwało, płonąc w ciemnościach średniowiecza. Tutaj przez tysiąc lat świadkowie prawdy przechowywali dawną wiarę. 

Bóg sprawił swojemu ludowi świątynię pełną niezwykłej wspaniałości, odpowiednią dla potężnych prawd, jakie im powierzył. Dla wiernych wygnańców góry były symbolem niezmiennej sprawiedliwości Jahwe. Wskazywali swoim dzieciom łańcuchy gór wznoszące się nad nimi w nieprzemijającym majestacie i opowiadali im o Tym, który jest niezmienny, w którym nie ma cienia zdrady, którego słowo jest trwałe jak te odwieczne szczyty. Bóg ugruntował góry i przepasał je mocą; nikt inny jak tylko ramię Jego Nieskończonej Mocy jest w stanie poruszyć je z posad. Podobnie ustanowił swoje prawo, fundament Jego panowania w niebie i na ziemi. Ręka człowieka mogła dosięgnąć bliźnich i zniszczyć ich życie; jednak tak jak nie jest on w stanie wyrwać gór z ich podstaw i cisnąć ich w morze, tak nie jest w stanie zmienić nawet jednego z praw Jahwe ani wymazać żadnej Jego obietnicy złożonej tym, którzy czynią Jego wolę. W swej wierności wobec Jego prawa słudzy Boży mają trwać nieporuszeni jak góry. 

Łańcuchy górskie otaczające piękne doliny stanowiły niezmienne świadectwo stwórczej mocy Boga i Jego niezawodnej, troskliwej opieki. Pielgrzymi uczyli się kochać owe ciche symbole obecności Jahwe. Cierpliwie i bez szemrania znosili swój trudny los. Wśród górskich pustkowi nigdy nie byli samotni. Dziękowali Bogu za to, że udzielił im schronienia przed gniewem i okrucieństwem ludzi. Cieszyli się swobodą służenia Mu. Często, gdy byli tropieni przez swych wrogów, potęga gór dawała im niezawodną ochronę. Z wyniosłych urwisk śpiewali na chwałę Boga, a armie Rzymu nie były w stanie uciszyć ich pieśni dziękczynienia. 

Pobożność tych naśladowców Chrystusa była czysta, prosta i żarliwa. Zasady prawdy były dla nich cenniejsze niż domy, pola, przyjaźnie, więzy krwi, a nawet ich własne życie. Gorąco pragnęli wpoić te zasady w serca młodzieży. Od najwcześniejszych lat młodzi byli uczeni Pisma oraz świętego szacunku wobec wymagań Bożego prawa. Kopie Biblii były nieliczne, dlatego jej cennych słów uczono się na pamięć. Wielu potrafiło powtórzyć obszerne fragmenty zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Myśli o Bogu łączyły się ze wzniosłą scenerią natury i prostymi błogosławieństwami codziennego życia. Małe dzieci uczyły się z wdzięcznością spoglądać na Boga jako dawcę wszelkiej łaski i pociechy. 

Rodzice, tak czule i troskliwie, jak tylko potrafili, kochali swoje dzieci miłością zbyt mądrą, aby uczyć ich pobłażania samym sobie. Czekało je życie pełne prób i trudów, a być może i męczeńska śmierć. Od najwcześniejszych lat uczono je znosić trudności, okazywać posłuszeństwo, a równocześnie myśleć i działać samodzielnie. Bardzo wcześnie były uczone ponoszenia odpowiedzialności, powściągliwości w mowie oraz tego, jak roztropne jest milczenie. Jedno nieopatrzne słowo wypowiedziane w obecności nieprzyjaciół mogło przynieść zgubę nie tylko temu, kto je wypowiedział, ale także setkom jego współbraci; wrogowie prawdy jak wilki węszące za ofiarą tropili tych, którzy ośmielali się głosić religijną wolność.  

-46-

Waldensi poświęcili swą doczesną pomyślność w imię prawdy i wytrwale, w cierpliwym trudzie zdobywali codzienny chleb. Każdy skrawek ziemi w górach, jaki tylko udało się zaorać, był uprawiany z wielką troskliwością; doliny i mniej urodzajne górskie zbocza zostały wykorzystane, aby przynosić plon. Oszczędność i surowe samozaparcie stanowiły część wykształcenia ich dzieci, ich jedynego dziedzictwa. Uczono je, że Bóg zaplanował życie jako szkołę dyscypliny, a swoje potrzeby mogą zaspokajać jedynie pracą własnych rąk, dzięki zapobiegliwości, staraniom i wierze. Ten żmudny i nużący proces był jednak zbawienną szkołą, jaką Bóg zapewnił dla rozwoju i kształcenia człowieka w jego upadłym stanie, idealnie dopasowaną do jego potrzeb. Młodzi, którzy przywykli do trudu i niedostatku, nie zaniedbywali kształcenia intelektu. Uczono ich, że wszystkie zdolności należą do Boga i dlatego powinno się je rozwijać i doskonalić, aby wykorzystać je w służbie dla Niego. 

Zbory waldensów przypominały swą czystością i prostotą pierwszy Kościół z czasów apostołów. Odrzucając zwierzchnictwo papieża i dostojników kościelnych, uważali oni Biblię za jedyny, najwyższy i niezmienny autorytet. Ich pastorzy, w odróżnieniu od wyniosłych kapłanów Rzymu, naśladowali przykład swego Mistrza, który „przyszedł, aby służyć, a nie po to, by jemu służono”. Karmili trzodę Bożą, prowadząc ją na zielone pastwiska i do żywych wód Jego świętego Słowa. Lud ten zbierał się z dala od pomników ludzkiej dumy i przepychu, nie we wspaniałych kościołach czy potężnych katedrach, ale w cieniu gór, w alpejskich dolinach, a niekiedy, w czasie zagrożenia, w jakiejś skalnej twierdzy, aby słuchać słów prawdy głoszonych przez sługi Chrystusa. Pastorzy nie tylko głosili ewangelię, ale także odwiedzali chorych, uczyli dzieci, napominali błądzących, wkładali trud w rozstrzyganie sporów i zachęcali do zgody i braterskiej miłości. W czasach pokoju wspierano ich dobrowolnymi darami współbraci, jednak każdy z nich znał jakieś rzemiosło lub wykonywał zawód, który w razie potrzeby dawał mu utrzymanie — podobnie jak Pawłowi, który szył namioty. 

Młodzież uczyła się od swoich pastorów. Poświęcano uwagę różnym dziedzinom wiedzy, ale przede wszystkim studiowano Biblię. Młodzi uczyli się na pamięć Ewangelii Mateusza i Jana, a także wielu listów apostolskich, kopiowali Pismo Święte. Niektóre manuskrypty obejmowały całość, inne jedynie krótkie urywki, do których ci, którzy potrafili wykładać Pismo, dołączali proste objaśnienie tekstu. W taki sposób rozpowszechniano skarby prawdy tak długo skrywanej przez tych, którzy pragnęli wywyższyć się ponad Boga. 

Dzięki cierpliwej i niestrudzonej pracy wykonywanej niekiedy w ciemnościach jaskiń, przy świetle pochodni powstawały egzemplarze Pisma Świętego przepisywane wiersz po wierszu, rozdział po rozdziale. W ten sposób postępowało naprzód dzieło, dzięki któremu objawiona wola Boża lśniła niczym czyste złoto. Tylko ci, którzy byli w nie zaangażowani, wiedzieli, że dzięki przeżywanym ze względu na nią doświadczeniom świeci ona jeszcze jaśniej, czyściej i potężniej. Tych wiernych pracowników otaczali niebiańscy aniołowie. 

Szatan przekonał księży i dostojników papieskich, aby pogrzebali słowo prawdy pod zwałami błędu, herezji i zabobonu; w cudowny sposób przetrwało ono jednak w nieskażonym stanie przez wszystkie wieki ciemności. Nie nosiło piętna człowieka, ale pieczęć Bożą. Ludzie nie ustawali w wysiłkach, aby zagmatwać jasne, proste znaczenie Pisma i sprawić, by zaprzeczało samo sobie; jednak podobnie jak arka na wzburzonej głębi, tak Słowo Boże trwa mimo grożących mu zniszczeniem burz. 

-47-

Jak kopalnia skrywa pod powierzchnią ziemi bogate żyły złota i srebra, a ci, którzy pragną odkryć jej cenne zasoby, muszą kopać głęboko, tak Pismo Święte zawiera skarby prawdy, które zostają objawione jedynie szczeremu, pokornemu poszukiwaczowi, który nie ustaje w modlitwie. Bóg postanowił, że Biblia będzie podręcznikiem dla całej ludzkości, zarówno dla dzieci, dla młodych, jak i dla dojrzałych; On chce, aby była bezustannie studiowana. Dał ludziom swoje Słowo, aby objawić im samego siebie. Każda nowa prawda stanowi kolejną odsłonę charakteru Autora. Bóg pragnie, aby poprzez studiowanie Pisma ludzie weszli w bliższy kontakt ze swym Stwórcą i posiedli jaśniejsze zrozumienie Jego woli. To środek komunikacji pomiędzy Bogiem i człowiekiem. 

Waldensi uważali bojaźń Bożą za początek mądrości, a równocześnie nie tracili z oczu wartości kontaktu ze światem, poznania ludzi i aktywnego życia, a także poszerzania horyzontów myślenia i rozbudzania percepcji. Niektórych młodzieńców wysyłano ze szkół w górach na uczelnie w miastach Francji czy Włoch, gdzie mieli szersze możliwości studiowania, refleksji i obserwacji niż w rodzinnych Alpach. W ten sposób młodzież była narażona na pokusy, stawała się świadkiem rozpusty, stykała się z przebiegłymi posłańcami szatana, którzy nakłaniali ich do najwymyślniejszych herezji i atakowali najbardziej niebezpiecznymi zwiedzeniami. Jednak zadaniem wychowania od najwcześniejszych lat było przygotowanie ich na podobne sytuacje. 

W szkołach, do których uczęszczali, mieli nie spoufalać się z innymi. Ich odzież była przygotowana tak, aby ukryć ich największy skarb — cenne manuskrypty Pisma. Nieśli ze sobą owoce wielu miesięcy i lat trudu i gdziekolwiek mogli to zrobić, nie ściągając na siebie podejrzeń, podrzucali je tym, których serca wydawały się otwarte na przyjęcie prawdy. Do tego zadania młodzi waldensi byli przyuczani od kolebki; rozumieli je i wiernie wykonywali. Na uczelniach zdobywano dla prawdy nowych naśladowców, a często jej zasady przenikały cały uniwersytet; jednak mimo usilnego dochodzenia papieskie władze nie były w stanie wyśledzić źródła tego, co nazywały „gorszącą herezją”. 

Posted in

Droga do Odnowy

Leave a Comment