Wielki Bój – Dzień 011

Wzbudziło to dyskusję i dociekania. Gdy mnisi przemierzali kraj, handlując papieskimi odpustami, wielu ludzi zaczęło wątpić w to, że kupienie przebaczenia jest możliwe, i pytało, czy nie należałoby raczej szukać go u Boga zamiast u biskupa Rzymu. Wielu było zaniepokojonych drapieżnością mnichów, których zachłanność wydawała się być nienasycona. „Mnisi i kapłani Rzymu” — stwierdzono — „pożerają nas jak rak. Bóg musi nas z tego wyzwolić, albo zginie naród”. By ukryć chciwość, żebrzący mnisi głosili, że idą za przykładem Zbawiciela — twierdzili bowiem, że lud wspierał jałmużną Jezusa i Jego uczniów. Wyrządziło to jednak szkodę ich sprawie, ponieważ wielu ludzi zwróciło się do Biblii, z której samodzielnie chcieli dowiedzieć się prawdy — a był to efekt, jakiego najmniej pragnął Rzym. Umysły podążyły do Źródła prawdy, którą Kościół celowo ukrywał. 

Wiklif zaczął pisać i publikować traktaty przeciw mnichom, starając się nie tyle wdawać z nimi w dysputę, co skierować umysły ludzi do nauk Biblii i do jej Autora. Głosił, że papież nie posiada większej mocy w kwestii odpuszczania grzechów czy nakładania ekskomuniki niż zwykły ksiądz, oraz że żaden człowiek nie może zostać usunięty z Kościoła, jeśli nie ściągnął na siebie potępienia ze strony samego Boga. Równie skutecznie podjął się obalenia owego monstrualnego tworu, jakim było duchowe i doczesne dominium wzniesione przez papiestwo, trzymające w niewoli dusze i ciała milionów. 

Wiklif został ponownie wezwany, aby bronić praw korony angielskiej wobec zamiarów Rzymu. Wyznaczony na królewskiego ambasadora spędził dwa lata w Niderlandach na obradach, w których brali udział pełnomocnicy papieża. Tutaj spotkał się z duchowieństwem z Francji, Włoch i Hiszpanii, miał okazję zobaczyć, co dzieje się za kulisami, a także zdobyć wiedzę na tematy, które w Anglii pozostawały dla niego tajemnicą. Dowiedział się wielu rzeczy, które stały się przyczynkiem do jego późniejszych prac. W reprezentantach papieskiego dworu dostrzegał prawdziwy charakter i zamiary kościelnej hierarchii. Wrócił do Anglii, aby powtórzyć swoje wcześniejsze nauki jeszcze bardziej otwarcie i z większą żarliwością, oznajmiając, że bogami Rzymu są zawiść, duma i zwiedzenie. 

W jednym z traktatów napisał o papieżu i jego poborcach: „Wyprowadzają z naszego kraju środki utrzymania najuboższych, a corocznie wydają wiele tysięcy pieniędzy królewskich na sakramenty i sprawy duchowe, co jest przeklętą herezją symonii i sprawia, że całe chrześcijaństwo się na nią zgadza i ją podtrzymuje. Zaiste, choćby nawet nasze królestwo było w posiadaniu wielkiej góry złota, po którą nigdy nie sięgnął żaden inny człowiek jak tylko kwestarz owego butnego, miłującego świat kapłana, to z czasem stopniałaby i ta góra, ponieważ zabiera on z naszej ziemi każdy grosz, a przysyła w zamian jedynie Boże przekleństwo, jakie ściąga jego symonia”. 

Wkrótce po powrocie Wiklifa do Anglii król przyznał mu probostwo w Lutterworth. Dowodziło to, iż monarcha przynajmniej nie wyraża dezaprobaty wobec jego wystąpień. Odczuwalny wpływ Wiklifa kształtował działania dworu, a także wiarę narodu. 

Wkrótce spadły na niego gromy ze strony Rzymu. Do Anglii wysłano trzy bulle — skierowane do uniwersytetu, do prałatów i na ręce króla; wszystkie trzy nakazywały zastosowanie natychmiastowych i skutecznych środków w celu uciszenia owego nauczyciela herezji. Jeszcze przed nadejściem bulli biskupi w swej gorliwości wezwali Wiklifa na przesłuchanie. Jednak w drodze do trybunału towarzyszyło mu dwóch najbardziej wpływowych książąt w królestwie; natomiast lud, otoczywszy budynek i usiłując wedrzeć się do środka, tak wystraszył sędziów, że rozprawę odłożono na jakiś czas, a sam 

-57-

Wiklif mógł spokojnie odejść. Niedługo później zmarł Edward III, którego u schyłku jego życia prałaci usiłowali zwrócić przeciwko reformatorowi, a regencję w królestwie objął wcześniejszy protektor Wiklifa. 

Pojawienie się papieskich bulli nałożyło na całą Anglię nieodwołalny nakaz ujęcia i uwięzienia heretyka. Droga ta prowadziła wprost na stos. Wydawało się, że z całą pewnością Wiklif wkrótce stanie się ofiarą mściwości Rzymu. Jednak Ten, który zapewnił niegdyś patriarchę: „Nie bój się (…) Jam twoją tarczą” (Rdz 15,1), znów podniósł ramię, aby chronić swego sługę. Nadeszła śmierć, ale nie dla reformatora, tylko dla tego, który zlecił, aby go zniszczono. Zmarł Grzegorz IX, a duchowni zgromadzeni, by przeprowadzić proces Wiklifa, rozeszli się. 

Opatrzność Boża stale czuwała nad biegiem zdarzeń, aby dać możliwość rozwoju reformacji. Po śmierci Grzegorza wybrano dwóch zwalczających się papieży. Teraz posłuchu żądały dwie ścierające się siły i obie podkreślały własną nieomylność. Każda z nich wzywała wiernych, aby towarzyszyli jej w walce przeciwko tej drugiej, i domagała się spełnienia swych żądań, ciskając na swych przeciwników straszliwe anatemy, zaś zwolennikom obiecując nagrody w niebie. Taki rozwój zdarzeń znacznie osłabił siłę papiestwa. Rywalizujące ze sobą stronnictwa posiadały wszystko, co było im potrzebne, aby atakować przeciwnika, przez jakiś czas zostawiono więc Wiklifa w spokoju. Obaj papieże obrzucali się wzajemnie klątwami i oskarżeniami, a na poparcie ich sprzecznych żądań przelewano krew strumieniami. Kościół tonął w zbrodniach i oszczerstwach. W tym czasie w zaciszu swojego probostwa w Lutterworth reformator pilnie pracował nad tym, aby zamiast na walczących papieżach skupiać uwagę ludzi na Jezusie, Księciu Pokoju. 

Schizma, która pociągnęła za sobą konflikt i rozkład moralny, przygotowała drogę reformacji, ukazując ludziom, czym w istocie jest papiestwo. W traktacie O schizmie papieży Wiklif wzywał, aby rozważyć, czy obaj ci kapłani nie mówią prawdy, określając się nawzajem mianem antychrysta. „Bóg nie mógł dłużej ścierpieć, by diabeł panował w jednym tylko takim kapłanie, ale (…) rozdzielił go na dwóch, aby mężowie ci mogli, w imię Chrystusa, łatwiej pokonać ich obu” — pisał. 

Wiklif głosił ewangelię ubogim, podobnie jak czynił to jego Mistrz. Nie satysfakcjonował go jednak fakt, że światło dociera jedynie do ich skromnych domostw w jego własnej parafii, zdecydował więc, że powinno zostać zaniesione do każdego zakątka Anglii. Aby tego dokonać, zorganizował grupę kaznodziejów, prostych, poświęconych ludzi, którzy kochali prawdę i niczego nie pragnęli bardziej, jak tylko tego, aby się rozprzestrzeniała. Udali się we wszystkie strony, nauczając na rynkach, na ulicach wielkich miast i na wiejskich drogach. Wyszukiwali sędziwych, chorych i ubogich i przedstawiali im radosne poselstwo Bożej łaski. 

Jako profesor teologii w Oksfordzie Wiklif głosił Słowo Boże w murach uniwersytetu. Tak wiernie przedstawiał prawdę swoim studentom, że otrzymał tytuł „doktora ewangelii”. Jednak największym dziełem jego życia miał być przekład Pisma Świętego na język angielski. W pracy O prawdzie i znaczeniu Pisma wyraził swój zamiar przetłumaczenia Biblii, aby każdy w Anglii mógł przeczytać cudowne dzieło Boże w języku, który zna od urodzenia. 

Jednak nagle jego praca się zatrzymała. Choć nie miał jeszcze sześćdziesięciu lat, nieprzerwany trud, studia i napaści wrogów nadwyrężyły jego siły i sprawiły, że przedwcześnie się postarzał. Zaatakowała go niebezpieczna choroba. Wieść o tym wywołała wśród zakonników wielką radość. Pomyśleli, że teraz będzie boleśnie pokutował za zło, jakie wyrządził Kościołowi, i pośpieszyli do jego izby, żeby wysłuchać jego spowiedzi. 

-58-

Rozłam w papiestwie wraz z przeciwnościami i zepsuciem, które ukazał, przygotował drogę reformacji. Ludzie zorientowali się, czym w rzeczywistości jest papiestwo. W swej pracy na temat owego rozłamu Wiklif wezwał wierzących, by rozważyli, czy właściwie obaj papieże nie powiedzieli prawdy, nazywając się wzajemnie antychrystami. „I Bóg nie chciał już dłużej pozwolić — mówił Wiklif — by szatan panował w jednym kapłanie, dlatego (…) uczynił rozłam między dwoma, by w imieniu Chrystusa łatwiej można było zwyciężyć obu” (Vaughan, Life and Opinions of John de Wycliffe, t. II, s. 6).

Podobnie jak jego Mistrz, Wiklif głosił ewangelię ubogim. Nie ograniczył się jednak do parafii Lutterworth, lecz postanowił, że musi zanieść światło prawdy do każdego zakątka Anglii. W tym celu zorganizował grupę skromnych, pobożnych ludzi, których największą radością było głoszenie ewangelii. Rozeszli się oni po całym kraju, nauczając na placach, ulicach miast i wiejskich drogach. Spotykając starych, chorych i ubogich, głosili im radosne poselstwo o łasce Bożej.

Jako profesor teologii w Oxfordzie, Wiklif głosił Słowo Boże na uniwersytecie tak gorliwie, że otrzymał tytuł „doktora ewangelii”. Jednak największym jego dziełem miało być przetłumaczenie Pisma Świętego na język angielski. W swej pracy O prawdzie i znaczeniu Pisma Świętego wyraził zamiar przetłumaczenia Biblii, by każdy Anglik mógł czytać w ojczystym języku o cudownych dziełach Bożych.

Jednak działalność Wiklifa została nagle przerwana. Choć nie miał jeszcze sześćdziesięciu lat, nieustanna praca, studia i ataki wrogów w poważnym stopniu wpłynęły na stan jego zdrowia, przewcześnie go postarzając. Zachorował niebezpiecznie. Wiadomość o tym wywołała wielką radość wśród mnichów. Sądzili, że teraz gorzko będzie żałował zła, jakie im wyrządził i niezwłocznie pospieszyli do niego celem wysłuchania jego wyznania grzechów. Przedstawiciele czterech zakonów wraz z czterema świeckimi urzędnikami zeszli się u łoża chorego: „Śmierć już stoi nad tobą — mówili — pomyśl pokornie o swych grzechach i w naszej obecności odwołaj wszystko, coś mówił i czynił ku naszej szkodzie”. Reformator milcząc wysłuchał tych słów, potem poprosił swego sługę, by pomógł mu podnieść się na łóżku i patrząc spokojnie na wrogów oświadczył mocnym głosem, przed którym zawsze tak bardzo drżeli. „Nie umrę, lecz będę żył i nadal będę ogłaszał zło czynione przez mnichów” (D’Aubigne, XVII, 7). Zaskoczeni i zmieszani mnisi opuścili prędko pokój.

Słowa Wiklifa spełniły się. Pozostał przy życiu, aby oddać w ręce ludu najpotężniejszą broń przeciwko Rzymowi — Biblię, księgę niebios, która wyzwala i oświeca. Trzeba było przezwyciężyć wiele przeszkód i trudności na drodze do realizacji tego celu. Wiklifowi nie dopisywało zdrowie. Wiedział, że ma przed sobą tylko kilka lat pracy. Widział przeciwności, z którymi będzie musiał walczyć, ale zachęcony obietnicami Boga rozpoczął wielkie dzieło, niczego się nie obawiając. Podczas gdy świat chrześcijański wrzał od walk, reformator w cichej parafii w Lutterworth zajął się swoją pracą, nie zważając na szalejące wokół burze.

-59-

Przy łóżku tego, który ich zdaniem stał nad grobem, pojawili się przedstawiciele czterech reguł zakonnych wraz z czterema urzędnikami świeckimi. „Śmierć stoi u twoich drzwi” — powiedzieli — „pokutuj za swe winy i odwołaj w naszej obecności wszystko, co wyrzekłeś na naszą szkodę”. Reformator wysłuchał ich w milczeniu; potem poprosił swego sługę, aby pomógł mu dźwignąć się na łóżku, i uważnie przyglądając się czekającym na to, że będzie się kajał, powiedział pewnym i głębokim głosem, który tak często przyprawiał ich o drżenie: „Nie umrę, ale będę żył i znowu będę ogłaszać grzechy zakonników”. Zdumieni i speszeni mnisi w pośpiechu opuścili pokój. 

Słowa Wiklifa spełniły się. Żył, aby oddać do rąk swych rodaków najpotężniejszą broń przeciw Rzymowi — Biblię, narzędzie, które niebo wyznaczyło, aby wyzwalać ludzi, nieść im światło i głosić ewangelię. Dzieło to napotykało na swej drodze wiele przeszkód. Wiklif borykał się z chorobą; wiedział, że na pracę zostało mu zaledwie kilka lat. Był świadom, z jaką spotka się opozycją, jednak pokrzepiony obietnicami Bożego Słowa podążał naprzód, nie tracąc odwagi. W pełni sił intelektu, bogaty w doświadczenie, został przygotowany przez Boga i był też przez Niego strzeżony, aby mógł wykonać największe ze swych dzieł. Gdy chrześcijaństwem targały niepokoje, reformator w swym probostwie w Lutterworth, nie zważając na szalejącą na zewnątrz burzę, poświęcał się wyznaczonemu dla niego zadaniu. 

Dzieło zostało ukończone — powstał pierwszy angielski przekład Biblii. Słowo Boże otworzyło się przed Anglią. Reformator nie bał się już teraz ani więzienia, ani stosu. Oddał w ręce angielskiego narodu światło, które nigdy nie gaśnie. Dając swoim rodakom Biblię, zrobił więcej, by opadły kajdany niewiedzy i występku, by wyzwolić i podźwignąć swój kraj, niż kiedykolwiek osiągnięto dzięki najświetniejszym zwycięstwom na polach bitewnych. 

Nadal jeszcze nie znano sztuki drukarskiej, więc powielano Biblię jedynie dzięki powolnej i żmudnej pracy. Chęć posiadania księgi była tak ogromna, że wielu ochotniczo angażowało się w dzieło jej przepisywania, jednak kopiści z trudem nadążali za popytem. Niektórzy spośród bogatszych zamawiających pragnęli mieć całą Biblię. Inni kupowali tylko część. W wielu przypadkach kilka rodzin wspólnie kupowało jedną kopię. W ten sposób Biblia Wiklifa szybko odnalazła drogę pod strzechy. 

-59-

Apel do rozsądku sprawił, że ludzie ocknęli się ze swego biernego posłuszeństwa wobec dogmatów papiestwa. Wiklif nauczał doktryn charakterystycznych dla protestantyzmu — zbawienia przez wiarę w Chrystusa oraz tego, że jedyny autorytet stanowi Pismo Święte. Kaznodzieje, których rozesłał, rozpowszechniali Biblię, a także pisma reformatora z takim powodzeniem, że nową naukę przyjęła niemal połowa mieszkańców Anglii. 

Ukazanie się Pisma Świętego wprawiło władze Kościoła w konsternację. Teraz musiały one stawić czoła sile potężniejszej niż Wiklif — mocy, wobec której ich oręż na niewiele mógłby się przydać. W tym czasie nie istniało w Anglii prawo zakazujące posiadania Biblii, ponieważ nigdy dotąd nie ukazała się ona w języku ludu. Ustanowiono takie prawa później i rygorystycznie ich przestrzegano. Tymczasem bez względu na usiłowania duchowieństwa nastał czas, aby Słowo Boże mogło się rozprzestrzeniać. 

Dostojnicy Kościoła znów podjęli próbę uciszenia głosu reformatora. Udało im się wezwać go na przesłuchanie przed trzy trybunały, lecz nie przyniosło im to żadnej korzyści. Najpierw synod biskupów określił jego pisma mianem herezji, a sprawiwszy, że po ich stronie stanął młody król Ryszard II, duchowni otrzymali jego zapewnienie, że każdy, kto wyznaje zakazane doktryny, zostanie wtrącony do więzienia. 

Wiklif odwołał się od synodu do parlamentu. Bez lęku postawił hierarchów w stan oskarżenia przed zgromadzeniem narodowym i zażądał reformy w kwestii ogromnych nadużyć aprobowanych przez Kościół. W przekonujący sposób nakreślił chciwość i zepsucie stolicy papiestwa. Wśród jego wrogów zapanowało zamieszanie. Przyjaciele i stronnicy Wiklifa zostali zmuszeni do wycofania się, więc oczekiwano, że postarzały reformator, osamotniony i pozbawiony wsparcia, ugnie się przed autorytetem korony i infuły. Jednak to zwolennicy papiestwa ponieśli porażkę. Parlament, porwany poruszającym wystąpieniem Wiklifa, uchylił edykt o prześladowaniach i reformator znów znalazł się na wolności. 

Gdy po raz trzeci wezwano go na przesłuchanie, stanął przed najwyższym trybunałem kościelnym królestwa. Tu nie przewidywano prawa łaski dla herezji. Tu ostatecznie mógł zatriumfować Rzym i dzieło reformatora mogło zostać zatrzymane. Tak sądzili zwolennicy papiestwa. Gdyby udało im się osiągnąć cel, Wiklif zostałby zmuszony do odwołania swoich doktryn albo wyszedłby z sądu drogą, która prowadziła jedynie na stos. 

Ale Wiklif się nie wycofał; nie zamierzał udawać. Odważnie bronił swoich nauk i sprzeciwiał się oskarżeniom swych prześladowców. Zapominając o sobie, swej pozycji i całej sytuacji, zawezwał słuchaczy przed Boży trybunał, aby położyli swoje sofizmaty i oszustwa na szalach wiecznej prawdy. W sali dało się odczuć działanie Ducha Świętego. Bóg wpłynął na słuchaczy. Wydawało się, że nie są w stanie ruszyć się z miejsc. Słowa reformatora godziły w ich serca niczym strzały z Bożego kołczanu. Postawiony mu zarzut herezji skierował z mocą przeciwko nim. Domagał się wyjaśnienia, dlaczego mają czelność rozpowszechniać własne błędy. Dlaczego z chęci zysku kupczą łaską Boga? 

„Jak się wam zdaje” — powiedział na koniec — „z kim walczycie? Ze starcem stojącym nad grobem? Nie! Walczycie z Prawdą — z Prawdą, która jest potężniejsza od was i która was pokona”. Powiedziawszy to, opuścił zgromadzenie, a żaden z przeciwników nie próbował go zatrzymać. 

Dzieło Wiklifa dobiegało końca. Sztandar prawdy, który niósł tak długo, miał wkrótce wypaść z jego rąk, jednak jeszcze raz miał złożyć świadectwo na rzecz ewangelii. Prawda miała zostać ogłoszona z najpotężniejszej warowni królestwa błędu. Wiklif został wezwany na przesłuchanie przed papieski trybunał w Rzymie, który tak często przelewał krew świętych. Był świadom grożącego mu niebezpieczeństwa, a mimo to stawiłby się na wezwanie, gdyby nie przeszkodził mu w tym atak paraliżu, który udaremnił podróż. 

Posted in

Droga do Odnowy

Leave a Comment