Z całą swoją wiedzą i elokwencją Aleander postanowił zburzyć prawdę. Kolejne zarzuty spadały na Lutra jako wroga Kościoła i państwa, żywych i umarłych, duchowieństwa i laikatu, zgromadzeń i pojedynczych chrześcijan. „Wystarczy błędów Lutra” — orzekł — „aby zagwarantować spalenie stu tysięcy heretyków”.
Na koniec zamierzał publicznie okazać wzgardę zwolennikom zreformowanej wiary: „Czymże są wszyscy owi luteranie? Zgrają zuchwałych belfrów, zepsutych księży, rozpustnych mnichów, niedokształconych prawników i upadłych szlachciców, którzy zdeprawowali się i popadli w błąd wraz z prostym ludem. O ile bardziej góruje nad nimi stronnictwo katolickie w liczbie, zdolnościach i sile! Jednomyślny dekret tego znakomitego zgromadzenia oświeci prostaczków, będzie ostrzeżeniem dla nieroztropnych, pomoże podjąć decyzję chwiejnym i doda siły słabym”.
Taką bronią atakowani byli obrońcy prawdy w każdym stuleciu. Przeciwko tym, którzy ośmielali się przedstawić jasne i proste nauki Słowa Bożego w opozycji do zakorzenionych błędów, wytaczano stale te same argumenty. „A kimże są ci głosiciele nowych doktryn?” — wołają stronnicy rozpowszechnionej religii. — „Są niewykształceni, nieliczni i pochodzą z niższych warstw. A mimo to głoszą, że mają prawdę i że są wybranym ludem Bożym. Są ciemni i zwiedzeni. O ileż potężniejszy liczebnie jest nasz Kościół i jaki ma wpływ! Jak wielu jest wśród nas ludzi światłych! Jaka siła stoi po naszej stronie!”. Oto argumenty, które wiele znacząw tym świecie; nie wnoszą jednak niczego więcej niż za czasów Lutra.
Reformacja nie zakończyła się, jak wielu mniema, na Lutrze. Ma ona trwać aż do zakończenia historii świata. Luter miał do wykonania wielkie dzieło przekazania innym światła, którego Bóg udzielił jemu; nie otrzymał jednak całego światła, jakie miało zostać przekazane światu. Od tamtego czasu aż do dziś płynie z Pisma Świętego nowe światło i bezustannie odsłaniane są coraz to nowe prawdy.
Przemowa legata wywarła na zgromadzeniu ogromne wrażenie. Nie było tam Lutra, który przy pomocy jasnych i przekonujących prawd Słowa Bożego mógłby pokonać orędownika papiestwa. Nikt nie stanął w obronie reformatora. Przejawiano powszechną gotowość nie tylko potępienia jego nauk i jego samego, ale także, jeśli to możliwe, wykorzenienia herezji. Rzym miał niebywałą okazję, aby bronić swej sprawy. Wszystko, co miał do powiedzenia na swoją korzyść, zostało powiedziane. Jednak pozorne zwycięstwo było tylko oznaką porażki. Od tego momentu kontrast pomiędzy prawdą i błędem stał się o wiele wyraźniejszy, ponieważ stanęły one do otwartej walki. Od tego dnia Rzym nie mógł już czuć się tak bezpiecznie jak wcześniej.
Chociaż zebrani na sejmie nie wahali się oddać Lutra mściwości Rzymu, wielu z nich widziało zepsucie, jakie istniało w Kościele, i ubolewało nad tym, pragnąc zarazem ukrócenia nadużyć, których naród niemiecki doświadczał w konsekwencji rozkładu i żarłoczności hierarchii. Legat przedstawił rządy papiestwa w jak najbardziej korzystnym świetle. Pan pobudził jednak pewnego członka sejmu, aby naszkicował prawdziwe skutki papieskiej tyranii. Książę Jerzy Brodaty z Saksonii wystąpił przed tym dostojnym zgromadzeniem i z pełną szlachetności stanowczością, a zarazem z bezwzględną dokładnością wymienił oszustwa i obrzydliwości, jakich dopuszczało się papiestwo, a także ich straszne rezultaty. Kończąc, powiedział: „Istnieją takie okropności, które wołają o pomstę przeciw Rzymowi. Zapomniał on o wszelkim wstydzie i jedynym jego
-96-
celem są (…) pieniądze, pieniądze, pieniądze, (…) dlatego kaznodzieje, którzy powinni nauczać prawdy, nie głoszą niczego innego, jak tylko kłamstwa, i są nie tylko tolerowani, ale nagradzani, ponieważ im większe głoszą kłamstwa, tym większy jest ich zysk. To z tego smrodliwego źródła płyną skażone wody. Wyuzdanie podaje rękę chciwości. (…) Niestety, zgorszenie, jakie sieje kler, popycha tak wiele biednych dusz ku wiecznemu potępieniu. Konieczna jest powszechna reforma”.
Nawet sam Luter nie zdemaskowałby nadużyć papiestwa w sposób bardziej dosadny i celny; słowa mówcy wywarły głębszy wpływ, ponieważ wypowiedział je zdeklarowany wróg reformatora.
Gdyby oczy zgromadzonych były otwarte, ujrzeliby oni pośród siebie aniołów Bożych kierujących promienie światła przeciw ciemnościom błędu i otwierających umysły i serca na przyjęcie prawdy. To moc Boga prawdy i mądrości owładnęła nawet przeciwników reformy i w ten sposób utorowana została droga dla dokonania wielkiego dzieła. Nie było tam Marcina Lutra, ale w zgromadzeniu dał się słyszeć głos Kogoś większego niż Luter.
Sejm natychmiast powołał komisję, która wykazałaby, jak głębokich cierpień przysporzyło papiestwo narodowi niemieckiemu. Listę zawierającą sto jeden punktów przedłożono cesarzowi wraz z prośbą, aby podjął on natychmiastowe działania w celu skorygowania tych nadużyć. „Jakaż strata chrześcijańskich dusz” — powiedzieli postulujący — „jakie złodziejstwa, jakie zdzierstwa wynikają ze zgorszenia, które otacza duchowego przywódcę chrześcijaństwa! Naszym obowiązkiem jest zapobiec upadkowi i hańbie naszego narodu. Z tego powodu najpokorniej, a zarazem najusilniej błagamy cię, abyś nakazał powszechną reformę i podjął się jej realizacji”.
Teraz zgromadzenie zażądało, aby pojawił się przed nim Luter. Bez względu na prośby, protesty i groźby Aleandra cesarz dał swoje przyzwolenie i Luter został wezwany do stawienia się na sejmie. Wraz z nakazem dostarczono mu również list żelazny gwarantujący mu powrót w bezpieczne miejsce. Oba dokumenty zawiózł do Wittenbergi herold, który miał eskortować reformatora w drodze do Wormacji.
Przyjaciele Lutra byli przerażeni i strapieni. Świadomi uprzedzeń i wrogości wobec niego, obawiali się, że nie zostanie uhonorowany nawet list żelazny, więc błagali go, aby nie narażał swego życia. Odparł na to: „Papiści nie chcą mojego przybycia do Wormacji, ale mojego potępienia i śmierci. To nie ma znaczenia. Nie módlcie się o mnie, ale o Słowo Boże. (…) Chrystus udzieli mi swojego Ducha, żebym pokonał tych głosicieli błędu. Pogardzam nimi w moim życiu; zatriumfuję nad nimi przez moją śmierć. Pracują w Wormacji nad tym, aby przymusić mnie do odwołania tego, co głoszę; takie więc będzie moje odwołanie: powiedziałem wcześniej, że papież jest zastępcą Chrystusa; teraz powiem, że jest przeciwnikiem naszego Pana i apostołem diabła”.
W tę niebezpieczną podróż Luter nie wyruszył samotnie. Oprócz cesarskiego posłańca towarzyszyli mu jego trzej najwierniejsi przyjaciele. Gorąco pragnął przyłączyć się do nich Melanchton. Jego serce związało się z Lutrem i pragnął podążyć za nim do więzienia, a nawet na śmierć, jeśli byłoby to konieczne. Ale jego prośba została odrzucona. Gdyby Luter zginął, nadzieje reformacji skupiłyby się na osobie jego młodego współpracownika. Rozstając się z Melanchtonem, reformator powiedział: „Jeżeli nie wrócę, a moi wrogowie skażą mnie na śmierć, prowadź dalej nauczanie i wiernie trwaj przy prawdzie. Zastąp mnie w pracy. (…) jeżeli przeżyjesz, moja śmierć będzie bez znaczenia”. Studenci i mieszkańcy miasta, którzy zebrali się, aby zobaczyć odjazd Lutra, byli do głębi poruszeni.
-97-
Tłum, którego serc dotknęła ewangelia, żegnał go z płaczem. W taki oto sposób Luter i jego towarzysze opuszczali Wittenbergę.
Będąc w podróży, widział, jak umysły ludzi gnębiły ponure przeczucia. W niektórych miastach nie okazywano mu żadnego szacunku. Gdy zatrzymali się na nocleg, pewien przyjaźnie nastawiony do nich ksiądz wyraził swe obawy, pokazując Lutrowi portret pewnego włoskiego reformatora, który poniósł męczeńską śmierć. Następnego dnia dowiedzieli się, że w Wormacji potępiono pisma Lutra. Cesarscy posłańcy ogłaszali dekret monarchy i wzywali ludzi, aby przynosili zakazane księgi do władz miasta. Herold, który towarzyszył Lutrowi, obawiając się o jego bezpieczeństwo na sejmie i sądząc że jego postanowienie pojawienia się tam mogło się zmienić, zapytał, czy nadal chce tam jechać. On zaś odparł: „Choć jestem wygnany z każdego miasta, pojadę dalej”.
W Erfurcie przyjęto Lutra z honorami. Otoczony przez pełne podziwu tłumy przejeżdżał ulicami, które tak często przemierzał ze swą żebraczą torbą. Odwiedził swoją celę w klasztorze i pomyślał o zmaganiach, za sprawą których światło, jakie rozświetliło jego duszę, teraz płynęło na całe Niemcy. Nalegano, aby wygłosił kazanie. Nie wolno mu było tego robić, ale herold udzielił mu zezwolenia i zakonnik, który niegdyś wykonywał dla tego zgromadzenia najbardziej niewdzięczne zajęcia, teraz wszedł na ambonę.
Przemówił do zgromadzonych, używając słów Chrystusa: „Pokój wam”. „Filozofowie,
doktorzy i pisarze” — powiedział — „pragnęli nauczyć ludzi, jak osiągnąć życie wieczne, ale im się to nie udało. Teraz powiadam wam: (…) Bóg wzbudził z martwych jednego Człowieka, Pana Jezusa Chrystusa, aby mógł On zniszczyć śmierć, wyplenić grzech i zamknąć bramy piekieł. Oto jest dzieło zbawienia. (…) Chrystus zwyciężył! Oto jest radosna wieść; i jesteśmy zbawieni dzięki Jego dziełu, a nie naszemu. (…) Nasz Pan Jezus Chrystus powiedział: «Pokój wam; popatrzcie na moje ręce», co oznacza: «O, spójrz, człowieku, to Ja i tylko Ja zabrałem twoje grzechy i zapłaciłem za ciebie okup; a teraz masz pokój — mówi Pan»”.
Mówił dalej, wyjaśniając, że prawdziwa wiara objawi się poprzez święte życie. „Ponieważ Bóg nas zbawił, uporządkujmy nasze czyny w taki sposób, aby mogły być przez Niego mile widziane. Jesteś bogaty? Niech twoje dobra służą potrzebom ubogich. Jesteś ubogi? Niechaj twoja służba będzie miła bogatym. Jeśli to, co robisz, służy tylko tobie, służba, którą rzekomo wykonujesz dla Boga, jest kłamstwem”.
Ludzie słuchali w milczeniu. Przełamano chleb życia dla tych wygłodniałych dusz. Chrystus został przed nimi wywyższony ponad papieży, legatów, cesarzy i królów. Luter nie odniósł się do własnego niepewnego położenia. Nie chciał skupiać na sobie niczyjej uwagi ani współczucia. Przypatrując się Chrystusowi, zupełnie stracił z oczu samego siebie. Ukrył się za Człowiekiem z Golgoty, pragnąc przedstawić Jezusa jako jedynego Odkupiciela grzesznika.
Gdy reformator udał się w dalszą drogę, wszędzie przyjmowano go z wielkim zainteresowaniem. Tłoczył się wokół niego pełen zapału tłum, a przyjazne głosy ostrzegały go przed zamiarami stronników Rzymu. „Spalą cię” — mówili niektórzy — „i obrócą twoje ciało w popiół, jak to zrobili z Janem Husem”. Luter odparł: „Choćby wzdłuż całej
-98-
drogi od Wormacji do Wittenbergi rozpalili ogień, którego płomienie sięgałyby niebios, przeszedłbym przezeń w imię Pana; stanę przed nimi; wejdę do paszczy tego potwora i połamię jego zęby, wyznając Pana Jezusa Chrystusa”.
Wieści o tym, że zbliża się do Wormacji, wywołały wielkie poruszenie. Jego przyjaciele drżeli na myśl o jego bezpieczeństwie, a wrogowie drżeli na myśl o powodzeniu jego sprawy. Podjęto pilne starania o to, aby odwieść go od postanowienia wjazdu do miasta. Zwolennicy Rzymu zrobili wszystko, by udał się do zamku zaprzyjaźnionego z nim rycerza, gdzie, jak zapewniano, wszystkie trudności zostaną rozwiązane polubownie. Przyjaciele postanowili pobudzić jego obawy, opisując czyhające na niego niebezpieczeństwa. Zawiodły wszystkie ich wysiłki. Luter, nadal nieporuszony, oznajmił: „Choćby w Wormacji było tylu diabłów, co dachówek na dachach domów, i tak wjadę do miasta”.
Gdy wjeżdżał do Wormacji, u bram zgromadziły się wielkie tłumy chcące go powitać. Tak wielkiego zbiegowiska nie było nawet wówczas, gdy witano samego cesarza. Emocje sięgały zenitu, a spośród zgromadzenia podniósł się przeraźliwy, zawodzący głos intonujący pieśń pogrzebową, ostrzegający Lutra o tym, jaki los go czeka. On zaś odparł, wysiadając z powozu, którym jechał: „Bóg będzie moją obroną”.
Stronnicy Rzymu nie wierzyli, że Luter w ogóle przyjedzie do Wormacji i jego pojawienie się wywołało ich konsternację. Cesarz natychmiast zebrał swych doradców, aby rozważyć, jaki powinien obrać kierunek. Jeden z biskupów, nieugięty zwolennik papieża, powiedział: „Długo zastanawialiśmy się nad tą sprawą. Niech Wasza Cesarska Mość pozbędzie się natychmiast tego człowieka. Czyż Zygmunt nie sprawił, że spalono Husa? Nie jesteśmy zobowiązani udzielać heretykowi listu żelaznego ani go honorować”. Cesarz zaś odrzekł: „Nie, musimy dotrzymać naszej obietnicy”. Tak zapadła decyzja, że reformator powinien zostać wysłuchany.
Całe miasto pragnęło zobaczyć tego szczególnego człowieka i wkrótce miejsce jego zakwaterowania wypełnił tłum odwiedzających. Luter całkiem niedawno wyszedł ze swej ostatniej choroby; był zmęczony podróżą, która zajęła mu całe dwa tygodnie. Musiał się przygotować do znamiennych wydarzeń następnego dnia, potrzebował ciszy i wytchnienia. Ludzie tak bardzo chcieli się z nim spotkać, że nacieszył się jedynie kilkoma godzinami odpoczynku, a znów zgromadzili się wokół niego pełni entuzjazmu szlachcice, rycerze, księża i mieszczanie. Wśród nich było wielu arystokratów odważnie żądających od cesarza działania w sprawie nadużyć Kościoła, którzy, jak powiedział sam Luter, „zostali wyzwoleni przez moją ewangelię”. Przybywali również wrogowie, którzy podobnie jak przyjaciele, chcieli popatrzeć na nieposkromionego mnicha; jednak on przyjmował ich z niewzruszonym spokojem, odpowiadając wszystkim z powagą i mądrością. Jego postawa była pełna stałości i odwagi. Jego blada, wychudła twarz nosiła ślady trudu i choroby, malował się jednak na niej uprzejmy, a nawet radosny wyraz. Powaga i głęboka żarliwość jego słów dawały mu siłę, której nie byli w stanie oprzeć się jego przeciwnicy. Zarówno przyjaciół, jak i wrogów ogarniało zdumienie. Niektórzy byli przekonani, że towarzyszy mu Boży wpływ; inni twierdzili, podobnie jak faryzeusze o Chrystusie, że „ma diabła”.
Następnego dnia Luter został wezwany, aby stawić się przed sejmem. Wyznaczono cesarskiego urzędnika, który miał przyprowadzić go do sali audiencyjnej; mimo to reformator z trudem dotarł na miejsce. Każda uliczka pełna była ludzi pragnących ujrzeć mnicha, który ośmielił się sprzeciwić autorytetowi papieża.