Wielki Bój – Dzień 022

Gdy już miał znaleźć się w obecności swoich sędziów, pewien stary generał, uczestnik wielu bitew, zwrócił się do niego życzliwie: „Biedny mnichu, biedny mnichu, idziesz objąć ważniejszą pozycję, niż udało się to mnie czy któremukolwiek z dowódców w jakiejkolwiek z krwawych bitew, jakie kiedykolwiek toczyliśmy. Jeśli walczysz w słusznej sprawie i jesteś jej pewny, idź naprzód w imię Boże i nie bój się niczego. Bóg cię nie porzuci”. 

W końcu Luter stanął przed zgromadzeniem. Cesarz siedział na tronie. Otaczały go najznakomitsze osobistości imperium. Nigdy dotąd żaden człowiek nie znalazł się w obecności bardziej imponującego zgromadzenia niż to, przed którym Marcin Luter miał odpowiadać za swoją wiarę. „Jego pojawienie się już samo w sobie było znakiem zwycięstwa nad papiestwem. Papież potępił tego człowieka, a oto teraz stał on przed trybunałem, który wzywając go, stawiał siebie ponad papieża. Papież obłożył go interdyktem i odgrodził od społeczeństwa, a oto został on wezwany w słowach pełnych szacunku i przyjęty przed najbardziej dostojnym zgromadzeniem na świecie. Papież skazał go na wieczyste milczenie, a oto teraz miał on przemawiać przed tysiącami pełnych skupienia słuchaczy, którzy zjechali się z najdalszych krańców ówczesnego chrześcijańskiego świata. Przez narzędzie, jakim był Luter, rozpętała się ogromna rewolucja. Oto Rzym ustępował z tronu, a powodem owego upokorzenia był głos jednego mnicha”. 

W obecności tak ogromnego i dostojnego zgromadzenia pochodzący z ludu reformator wydawał się wystraszony i zakłopotany. Kilku książąt, widząc, w jakim jest stanie, zbliżyło się do niego, a jeden z nich szepnął: „Nie obawiaj się tych, którzy zabijają ciało, ale nie są w stanie zabić duszy”. Inny powiedział: „Kiedy będziecie prowadzeni przed namiestników i królów z mojego powodu, będzie wam dane przez Ducha Ojca waszego, co byście mieli mówić”. W ten sposób słowa Chrystusa zostały przekazane przez możnych tego świata, aby wzmocnić sługę Pana w godzinie próby. 

-100-

Przyprowadzono Lutra tuż przed tron cesarza. Wśród tłumnie zebranych zapadła głęboka cisza. Wówczas powstał cesarski urzędnik i wskazując na zgromadzone dzieła Lutra, zażądał, aby reformator odpowiedział na dwa pytania — czy uznaje je za własne oraz czy zamierza odwołać opinie, jakie w nich przedstawił. Gdy odczytano tytuły ksiąg, Luter odparł, że jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to rozpoznaje swoje dzieła. „Natomiast co do drugiego pytania” — powiedział — „to wiedząc, iż jest to kwestia wiary i zbawienia dusz, a na dodatek również Słowa Bożego, które jest największym i najcenniejszym skarbem w niebie i na ziemi, zachowałbym się nieostrożnie, gdybym odpowiedział nieroztropnie. Mógłbym powiedzieć mniej, niż wymagają tego okoliczności, albo więcej, niż wymaga prawda, a w ten sposób zgrzeszyć przeciw temu, co powiedział Chrystus: «Ale tego, kto by się mnie zaparł przed ludźmi, i Ja się zaprę przed Ojcem moim, który jest w niebie» (Mt 10,33). Z tego powodu pokornie błagam Waszą Cesarską Mość, by dano mi czas, abym mógł udzielić odpowiedzi, nie naruszając przy tym Słowa Bożego”.

Luter postąpił bardzo rozsądnie, decydując się na taki ruch. Jego postępowanie przekonało całe zgromadzenie, że nie działa pod wpływem uczuć czy impulsu. Spokój i opanowanie, jakiego nie spodziewano się u kogoś, kto wydawał się zuchwały i bezkompromisowy, przydał mu siły i uzdolnił go później do udzielenia odpowiedzi w sposób pełen rozwagi, zdecydowania, mądrości i dostojeństwa, które zdumiały i rozczarowały jego przeciwników, a także stanowiły wyrzut wobec ich wyniosłości i dumy. 

Następnego dnia miał stawić się, aby udzielić ostatecznej odpowiedzi. Przez pewien czas jego serce topniało ze strachu, gdy rozważał, jakie siły zgromadziły się przeciwko prawdzie. Jego wiara się chwiała; ogarnęły go strach i drżenie, a przerażenie przytłoczyło go. Mnożyły się przed nim niebezpieczeństwa; wydawało się, że jego wrogowie triumfują, a siły ciemności zdobyły przewagę. Zbierały się nad nim ciemne chmury i zdawały się oddzielać go od Boga. Tęsknił za pewnością tego, 

że Pan zastępów będzie z nim. W udręce ducha przypadł twarzą do ziemi i wydał owe urywane, rozdzierające serce okrzyki, których nikt prócz Boga nie jest w stanie w pełni zrozumieć. 

„Wszechpotężny, wieczny Boże” — modlił się — „jak straszny jest ten świat! Spójrz, jak otwiera swoją paszczę, żeby mnie pochłonąć, a ja tak mało Ci ufam. (…) Jeżeli jedyna moc, na której mogę polegać, to siła tego świata, to wszystko przepadło. (…) Nadeszła moja ostatnia godzina, wyrok nade mną już zapadł. (…) O, Boże, wesprzyj mnie wobec mądrości tego świata. Zrób to (…) Ty sam; bo to nie moje dzieło, ale Twoje. Nic tu po mnie, nie mam o co rywalizować z możnymi tego świata. (…) Ale to jest Twoje dzieło, (…) i jest to dzieło sprawiedliwe i wieczne. O, Panie, pomóż mi! Wierny i niezmienny Boże, nie pokładam zaufania w żadnym człowieku. (…) Wszystko, co dotyczy człowieka, jest niepewne; wszystko, co pochodzi od człowieka, upada. (…) Wyznaczyłeś mnie do tego dzieła. (…) Stój przy mnie przez wzgląd na Twego umiłowanego Jezusa Chrystusa, który jest moją obroną, moją tarczą i warownym grodem”. 

Wszechwiedząca Opatrzność pozwoliła, by Luter zdał sobie sprawę ze swego niepewnego położenia po to, aby nie ufał w swe własne siły i nie ruszył zuchwale w sam środek niebezpieczeństwa.

-101-

Jednak źródłem jego przerażenia nie była obawa przed cierpieniem, torturami czy śmiercią, które zdawały się zbliżać nieuchronnie. Doszedł do kluczowego momentu i poczuł, że nie potrafi sprostać zadaniu. Z powodu jego słabości mogło ucierpieć dzieło prawdy. Zmagał się z Bogiem nie o własne bezpieczeństwo, ale o zwycięstwo ewangelii. Jego duchowa udręka i walka przypominały doświadczenie Izraela w nocy nad potokiem, i podobnie jak Izrael — zwyciężył. Zupełnie bezradny uchwycił się wiarą Chrystusa, potężnego Wyzwoliciela. Doznał wzmocnienia dzięki zapewnieniu, że nie stanie przed zgromadzeniem samotnie. Do jego serca powrócił pokój, a on sam ucieszył się, że będzie mu wolno wywyższyć Słowo Boże przed władcami narodów. 

Polegając na Bogu, Luter przygotował się do starcia, jakie go czekało. Zaplanował swoją odpowiedź, przejrzał fragmenty własnych prac oraz dowody z Pisma Świętego na poparcie swojego stanowiska. Potem położył lewą dłoń na otwartej Biblii, która przed nim leżała, prawą zaś podniósł ku niebu i złożył ślubowanie, że „pozostanie wierny ewangelii i niezależny w wyznawaniu tego, w co wierzy, nawet gdyby miał swoje świadectwo przypieczętować własną krwią”. 

Kiedy znów znalazł się przed sejmem, na jego twarzy nie było śladu lęku czy zakłopotania. Cichy 

i pełen spokoju, a równocześnie odważnie i z godnością, stał jako świadek Boga pośród wielkich tego świata. Cesarski urzędnik zażądał od niego decyzji w sprawie odwołania jego nauk. Luter udzielił odpowiedzi tonem pełnym pokory i poddania, bez porywczości i pasji. Był wręcz nieśmiały 

i przepełniony szacunkiem wobec zebranych, a mimo to — ku zaskoczeniu zgromadzenia — pełen zaufania i radości. 

„Najjaśniejszy Władco, wielmożni książęta, miłościwi panowie” — powiedział Luter — stoję dziś przed wami zgodnie z rozkazem, jaki otrzymałem wczoraj, i zaklinam cię, dostojny panie, oraz was, czcigodni zebrani, przez miłosierdzie Boże, abyście wysłuchali łaskawie obrony sprawy, którą uważam za słuszną i istotną. Jeśli przez mą niewiedzę pogwałcę obyczaje i nakazy dobrego zachowania, błagam, abyście mi wybaczyli; nie wychowałem się bowiem w pałacach królewskich, ale w klasztornym odosobnieniu”. 

Następnie, przechodząc do sprawy, oznajmił, że opublikowane dzieła różnią się charakterem. Niektóre traktują o wierze i dobrych uczynkach i nawet jego wrogowie orzekli, że nie są szkodliwe, ale pożyteczne. Wyrzec się ich oznaczałoby potępić prawdy popierane przez wszystkie stronnictwa. Drugą grupę stanowiły pisma eksponujące zepsucie i nadużycia papiestwa. Odwołanie tego, co zostało w nich zawarte, oznaczałoby poparcie dla tyranii Rzymu i otwarte drzwi dla dalszych i jeszcze większych przejawów bezbożności. Trzeci rodzaj jego dzieł atakowali ci, którzy bronili istniejącego zła. 

W odniesieniu do tych pism oświadczył bez żenady, że zachowywał się bardziej porywczo, niż było to potrzebne. Nie twierdził, że jest wolny od winy; ale zawartości nawet tych ksiąg nie chciał odwołać, ponieważ rozzuchwaliłoby to wrogów prawdy i mieliby okazję do niszczenia ludu Bożego z jeszcze większym okrucieństwem. 

„Ponieważ jestem jedynie zwykłym człowiekiem, a nie Bogiem” — dodał — „będę się zatem bronił tak, jak to uczynił Chrystus: «Jeśli powiedziałem coś złego, wykażcie mi to». (…) Błagam cię, najjaśniejszy panie, przez miłosierdzie Boże. I was, zacni książęta, i was, ludzie wszelkich stanów, abyście wykazali mi według pism proroków i apostołów, że zbłądziłem. Gdy tylko zostanę przekonany, odwołam każdy błąd, i jako pierwszy pochwycę moje książki i cisnę je w ogień”. 

Posted in

Droga do Odnowy

Leave a Comment