Wielki Bój – Dzień 024

Chrystus wyraził się o niewierzących Żydach w następujący sposób: „Gdybym nie przyszedł i do nich nie mówił, nie mieliby grzechu; lecz teraz nie mają wymówki z powodu grzechu swego” (J 15,22). Ta sama moc Boża przemawiała przez Lutra do cesarza i książąt Niemiec. A kiedy światło świeciło ze Słowa Bożego, Duch Święty po raz ostatni przemawiał do obecnych na tym zgromadzeniu. W taki sposób wiele wieków wcześniej Piłat pozwolił, aby duma i popularność zamknęły jego serce przed Odkupicielem świata; tak Feliks z drżeniem rozkazał posłańcowi prawdy: „Na teraz dość, odejdź; w sposobnej chwili każę cię zawezwać”; tak dumny Agryppa wyznał: „Niedługo, a przekonasz mnie, bym został chrześcijaninem” (Dz 24,25; 26,28); a mimo to odwrócili się od zesłanej im przez niebo wieści — podobnie Karol V postanowił odrzucić światło prawdy, ulegając dyktatowi chwały i zasad tego świata. 

Wieści o tym, co postanowiono przeciw Lutrowi, szybko się rozeszły, powodując powszechne poruszenie w całym mieście. Reformator zaprzyjaźnił się z wieloma ludźmi, którym było znane perfidne okrucieństwo Rzymu wobec wszystkich, którzy ośmielili się obnażyć jego nadużycia. Ludzie ci orzekli, że nie wolno pozwolić, aby stała mu się krzywda. Setki szlachetnie urodzonych ślubowało sobie wzajemnie, że będą go chronić. Wielu otwarcie potępiło cesarskie oświadczenie jako bezwolne poddanie się kontrolującej mocy Rzymu. Na bramach domów i w miejscach publicznych pojawiły się afisze — jedne potępiały, a inne popierały Lutra. Na jednym z nich napisano jedynie znaczące słowa mędrca: „Biada ci, ziemio, której królem jest chłopiec” (Koh 10,16). Powszechny entuzjazm w całych Niemczech, jaki wzbudzała sprawa Lutra, przekonał zarówno cesarza, jak i sejm, że jakakolwiek niesprawiedliwość okazana wobec niego może zagrozić pokojowi imperium, a nawet stabilności tronu. 

Fryderyk Saski z rozmysłem zachowywał rezerwę, starannie ukrywając swoje prawdziwe uczucia wobec reformatora, podczas gdy równocześnie strzegł go z niezmienną czujnością, śledząc każdy jego ruch i każde posunięcie jego wrogów. Było jednak wielu takich, którzy nie musieli ukrywać swoich sympatii wobec Lutra. Odwiedzali go książęta, hrabiowie, baronowie i inne ważne osobistości, zarówno świeckie, jak i duchowne. „Mały pokoik doktora” — napisał Spalatin — „nie był w stanie pomieścić wszystkich gości, którzy się anonsowali”. Ludzie patrzyli na niego tak, jakby był kimś więcej niż człowiekiem. Nawet ci, którzy nie wierzyli w jego nauki, mogli jedynie podziwiać ową pełną wzniosłości uczciwość, która prowadziła go raczej ku śmierci z podniesionym czołem niż do pogwałcenia własnego sumienia. 

Podejmowano usilne próby nakłonienia Lutra do kompromisu z Rzymem. Szlachta i książęta przekonywali go, że jeśli będzie uparcie przeciwstawiał swoje zdanie zdaniu Kościoła i sejmu, wkrótce zostanie wygnany z imperium i pozbawiony wszelkiej ochrony. Na takie słowa Luter odpowiadał: „Ewangelia Chrystusowa nie może być głoszona bez sprzeciwu. (…) Dlaczego zatem lęk czy przeczucie niebezpieczeństwa miałyby oddzielić mnie od Pana i od owego Bożego Słowa, które jedynie jest prawdą? Nie, wolę raczej oddać moje ciało, moją krew i moje życie”. 

Ponownie zażądano, aby poddał się sądowi cesarza, a wówczas nie musiałby się niczego obawiać. „Zgadzam się” — odpowiedział — „całym moim sercem, że cesarz, książęta, a nawet najmniejszy spośród chrześcijan winien sprawdzić i osądzić moje dzieła; jednak pod tym jednym warunkiem, że standardem będzie Słowo Boże. 

-106-

Ludzie nie mogą zrobić nic innego, jak tylko być mu posłuszni. Nie proponujcie gwałtu na moim sumieniu, które jest związane i przykute do Pisma Świętego”.

bić nic innego, jak tylko być mu posłuszni. Nie proponujcie gwałtu na moim sumieniu, które jest związane i przykute do Pisma Świętego130”. 

Na inny apel odpowiedział następująco: „Zgadzam się zrezygnować z mojego listu żelaznego. Oddaję moją osobę i moje życie w ręce cesarza, ale Słowo Boże — nigdy!”. Oznajmił, że jest gotów poddać się decyzji soboru powszechnego, jednak tylko wówczas, gdy zostanie on zobowiązany, aby podejmować decyzje zgodne z Pismem Świętym. „Co się tyczy słowa Bożego i wiary” — dodał — „każdy chrześcijanin jest równie dobrym sędzią co papież, choćby wspierało go milion soborów”. Zarówno przyjaciele, jak i wrogowie w końcu przekonali się, że dalsze próby skłaniania go do pojednania spełzną na niczym. 

Gdyby reformator poddał się choćby w jednym punkcie, szatan i jego zastępy odnieśliby zwycięstwo. Jednak jego niezachwiana stałość była szansą na wyzwolenie Kościoła i początek nowych, lepszych czasów. Jeden człowiek, który ośmielił się samodzielnie myśleć i działać, miał oddziaływać na Kościół i świat nie tylko w swoich czasach, ale we wszystkich przyszłych pokoleniach. Jego stałość i wierność mogłaby aż po kres dziejów umocnić wszystkich tych, którzy mieliby przechodzić przez podobne doświadczenia. Moc i majestat Boga stanęły ponad zamiarami ludzi i ponad potężną władzą szatana. 

Wkrótce z rozkazu cesarza Luter miał wrócić do domu i wiedział, że niedługo potem zostanie ogłoszone jego potępienie. Groźne chmury zawisły nad jego ścieżką; kiedy jednak wyjeżdżał z Wormacji, jego serce napełniło się radością i wdzięcznością. „Sam diabeł” — rzekł — „strzegł papieskiej twierdzy, jednak Chrystus zrobił w niej szeroki wyłom, i szatan został zmuszony przyznać, że Pan jest od niego potężniejszy”. 

Nadal pragnąc, by jego stanowczość nie została odebrana jako bunt, Luter po swoim odjeździe napisał do cesarza: „Bóg, który bada serca, jest moim świadkiem, że jestem gotów jak najsumienniej poddać się Waszej Wysokości — ku chwale czy zgubie, życiem czy śmiercią, oraz bez wyjątku zachować Słowo Boże, dzięki któremu żyje człowiek. We wszystkich sprawach doczesnego życia moja stałość będzie niezachwiana, ponieważ na tym polu strata czy zysk nie mają wpływu na życie wieczne. Jednak jeśli chodzi o sprawy wieczne, Bóg pragnie, by żaden człowiek nie poddawał się drugiemu. Poddanie w kwestiach duchowych jest prawdziwym oddawaniem czci, a ta należy się jedynie Stwórcy”. 

W drodze powrotnej z Wormacji Luter był przyjmowany jeszcze przychylniej niż wówczas, gdy zmierzał na sejm. Książęta Kościoła przyjmowali obłożonego ekskomuniką mnicha, świeccy władcy z estymą traktowali człowieka, którego potępił cesarz. Nalegano, aby przemawiał, i pomimo cesarskiego zakazu znowu wszedł na ambonę. „Nigdy nie zobowiązywałem się” — powiedział — „że zamknę Słowo Boże w okowy, i nie uczynię tego”. 

Nie zdążył jeszcze oddalić się od Wormacji, kiedy papiści nakłonili cesarza, aby wydał przeciwko niemu edykt. W tym dokumencie Luter został określony jako „sam szatan w osobie człowieka przebranego w mnisi habit”136. Rozkazano, aby kiedy tylko jego list żelazny utraci ważność, podjęto starania, by przerwać jego działalność. Zakazano udzielania mu schronienia, karmienia lub napojenia, wspomagania go czy udzielania noclegu. Miał być pojmany, gdziekolwiek to możliwe, i doprowadzony przed oblicze władzy. Również jego stronnikom groziło więzienie, a ich mienie miało podlegać konfiskacie.

-107-

 Jego pisma należało zniszczyć, a ostatecznie wszyscy, którzy ośmieliliby się działać wbrew temu dekretowi, mieli podlegać identycznej karze. Elektor saski i książęta sprzyjający Lutrowi opuścili Wormację wkrótce po jego wyjeździe, a dekret cesarza uzyskał aprobatę sejmu. Stronnicy Rzymu triumfowali. Uznali, że los reformatora został przypieczętowany. 

W tej niebezpiecznej godzinie Bóg utorował drogę ucieczki dla swojego sługi. Czujne oko śledziło posunięcia Lutra, a wierne i szlachetne serce decydowało o jego ocaleniu. Było jasne, że Rzymu nie zadowoli nic prócz jego śmierci; od szczęk tego lwa można było ocalić Lutra, jedynie ukrywając go. Bóg udzielił mądrości Fryderykowi Saskiemu, aby ten obmyślił plan ochrony reformatora. Zamiar elektora został zrealizowany we współpracy z prawdziwymi przyjaciółmi i Luter skutecznie zniknął z oczu zarówno przyjaciół, jak i wrogów. W drodze powrotnej do domu został pojmany, oddzielony od swych towarzyszy i szybko przewieziony przez las do zamku w Wartburgu, odosobnionej górskiej twierdzy. Zarówno jego pojmanie, jak i ukrycie były owiane taką tajemnicą, że nawet sam Fryderyk przez długi czas nie wiedział, dokąd go wywieziono. Ta niewiedza miała swój cel; tak długo, jak elektor nie wiedział o miejscu pobytu Lutra, nie mógł niczego wyjawić. Wystarczyło mu, że reformator jest bezpieczny, i ta wiedza sprawiała, że był zadowolony. Minęły wiosna, lato i jesień, nadeszła zima, a Luter nadal pozostawał w uwięzieniu. Aleander i jego zwolennicy triumfowali ponieważ wydawało się, że światło ewangelii przygasło. Jednak zamiast tego reformator napełniał swą lampę w skarbnicy prawdy; światło miało zabłysnąć jeszcze silniejszym blaskiem.

-108-

 W bezpiecznym schronieniu w Wartburgu Luter przez jakiś czas cieszył się tym, że uwolnił się z gorączki i zgiełku walki. Jednak niedługo był w stanie znaleźć zadowolenie w ciszy i spokoju. Przyzwyczajony do aktywnego życia i ostrego konfliktu źle znosił bezruch. W tych dniach samotności krzyczał z rozpaczy, gdy stawał mu przed oczyma stan Kościoła. „Niestety! Nie ma nikogo w owym ostatecznym dniu Jego gniewu, kto jak mur stanąłby przed Panem i ocalił Izraela!”137. Znów zaczął myśleć o sobie i obawiał się, że zostanie oskarżony o tchórzliwe wycofanie się ze sporu. Potem wyrzucał sobie swoją bierność i pobłażanie. A równocześnie każdego dnia robił więcej, niż wydawało się możliwe, by wykonał to jeden człowiek. Jego pióro nie próżnowało. Wrogowie cieszyli się z tego, że zamilkł, jakież więc było ich zdumienie i konsternacja, gdy dotarły do nich namacalne dowody jego bezustannej aktywności. Po całych Niemczech krążyły niezliczone traktaty, które wyszły spod jego pióra. Wykonywał również ważną służbę dla swych rodaków, tłumacząc Nowy Testament na język niemiecki. Ze swego skalistego „Patmos” przez niemal rok głosił ewangelię oraz ganił grzechy i błędy swojej epoki. 

Bóg odwołał swojego sługę ze sceny życia publicznego nie tylko po to, aby ocalić Lutra przed gniewem jego wrogów czy dać mu chwile spokoju, ale także, by mógł on oddać się ważnym zajęciom. Okazało się, że ma to o wiele cenniejsze konsekwencje niż tylko sam fakt jego ocalenia. W odosobnieniu i surowych warunkach swej górskiej samotni Luter pozostawał z dala od wsparcia oraz chwały ze strony ludzi. W ten sposób był wolny od dumy i pewności siebie, do których często prowadzi sukces. Cierpienie i upokorzenie przygotowały go do wkroczenia na nowo na niepewny teren, na którym tak nagle się znalazł. 

Gdy ludzie cieszą się wolnością, jaką przynosi im prawda, mają tendencję, aby wychwalać tych, których Bóg wykorzystał w celu zerwania łańcuchów błędu i zabobonu. Szatan zamierza odwrócić myśli i uczucia ludzi od Boga i skupić je na ludzkim narzędziu; prowadzi ich tak, aby uhonorowali samo narzędzie, a zignorowali Rękę, która kieruje wszystkimi wydarzeniami. Bardzo często przywódcy religijni, których w ten sposób się chwali i obdarza czcią, tracą z oczu swą zależność od Boga i zaczynają ufać samym sobie. W efekcie pragną kontrolować umysły i sumienia ludzi, którzy oczekują ich kierownictwa, zamiast szukać go w Słowie Bożym. Częstokroć dzieło reformy zostaje zahamowane, ponieważ takiego właśnie ducha okazują ci, którzy je wspierają. Od tego niebezpieczeństwa Bóg ochronił dzieło reformacji. Pragnął, aby nosiło ono Jego pieczęć, a nie ludzką. Wzrok ludzi spoczął na Lutrze jako tym, który objaśniał prawdę; musiał on zniknąć, aby oczy wszystkich mogły zwrócić się ku jej wiekuistemu Autorowi. 

Posted in

Droga do Odnowy

Leave a Comment