Wielki Bój – Dzień 027

Rozdział 10 – ROZWÓJ REFORMACJI W NIEMCZECH 

Tajemnicze zniknięcie Lutra wywołało konsternację w całych Niemczech. Wszędzie o niego rozpytywano. Rozpuszczano najbardziej dziwaczne pogłoski, a wielu wierzyło, że został zamordowany. Podniósł się wielki lament, i to nie tylko wśród jego zdeklarowanych przyjaciół, ale wśród tysięcy tych, którzy nie opowiadali się otwarcie po stronie reformacji. Wielu uroczyście ślubowało pomścić jego śmierć. Przywódcy Kościoła z przerażeniem obserwowali poziom wymierzonego przeciw nim powszechnego niezadowolenia. Choć początkowo triumfowali z powodu domniemanej śmierci Lutra, już wkrótce pragnęli jedynie ukryć się przed gniewem ludu. Wrogowie reformatora nie odczuwali tak bardzo skutków jego najśmielszych działań, kiedy jesz- cze był wśród nich, jak teraz, kiedy go nie było. Tych, którzy w swym zapamiętaniu pragnęli zniszczyć odważnego reformatora teraz, kiedy stał się bezbronnym więźniem, ogarnął strach. „Jedynym sposobem, jaki pozostał, by się uratować” — powiedział je- den z nich — „jest poszukiwanie Lutra po całym świecie z zapalonymi pochodniami, aby oddać go na powrót narodowi, który tak się o niego dopomina”159. Edykt cesarza nie przyniósł żadnego skutku. Legaci papiescy byli pełni oburzenia, widząc, że poświęcono mu o wiele mniej uwagi niż temu, co stało się z Lutrem.

Wieści o tym, że jest bezpieczny, choć uwięziony, wyciszyły nastroje w społeczeństwie 

i równocześnie zjednały mu powszechną sympatię. Jego pisma czytano teraz z większym zapałem niż kiedykolwiek dotąd. Sprawa tego dzielnego człowieka, który w tak nierównej walce bronił Słowa Bożego, zyskiwała sobie coraz liczniejszych zwolenników. Reformacja bezustannie rosła w siłę. Ziarno posiane przez Lutra kiełkowało. Jego nieobecność dokonała dzieła, jakiego nigdy nie byłaby w stanie dokonać jego obecność. Teraz, kiedy zniknął główny lider, jego współpracownicy poczuli na sobie odpowiedzialność. Z nową wiarą i żarliwością ruszyli naprzód, by zrobić wszystko, co w ich mocy, żeby tak wzniosłe dzieło nie zostało zahamowane. 

Jednak szatan nie próżnował. Próbował tego, co usiłował zrobić w przypadku każdego ruchu mającego za cel reformę — zwieść i zniszczyć ludzi, podsuwając im imitację zamiast prawdziwego dzieła. Podobnie jak w pierwszym stuleciu istnienia Kościoła chrześcijańskiego pojawiali się fałszywi Chrystusowie, tak w szesnastym wieku pojawili się fałszywi prorocy. 

Kilku ludzi, głęboko poruszonych wydarzeniami w świecie religijnym, wyobraziło sobie, że otrzymali z nieba szczególne objawienia; głosili, że zostali posłani przez Boga, by doprowadzić do zamierzonego celu dzieło reformacji, którą Luter zapoczątkował w niewłaściwy sposób. W rzeczywistości obracali wniwecz to, czego on dokonał.  

-117- 

Odrzucali najważniejszą zasadę, która stanowiła główny fundament reformacji — że Słowo Boże jest wystarczającą zasadą wiary i działania; ów nieomylny przewodnik zastąpili zmien- nym i niepewnym standardem swoich własnych odczuć i wrażeń. Pomijając wielkie na- rzędzie służące wykrywaniu błędu i fałszu, dali szatanowi — ku jego wielkiemu zado- woleniu — możliwość sprawowania kontroli nad umysłami. 

Jeden z owych proroków głosił, że został pouczony przez anioła Gabriela. Student, który się do niego przyłączył, porzucił swoje studia, oznajmiając, że sam Bóg wyposażył go w mądrość objaśniania Jego Słowa. Przyłączyli się do nich inni, z natury skłonni do fanatyzmu. Poczynania tych zapaleńców wywołały niemało zamieszania. Kazania Lutra powodowały, że wszędzie tam, gdzie ich słuchano, ludzie czuli potrzebę zmiany, a teraz niektórzy — w gruncie rzeczy uczciwi ludzie — ulegali zwiedzeniu spowodowanemu ambicjami nowych proroków. 

Przywódcy tego ruchu udali się do Wittenbergi i przedstawili swoje tezy Melanchtonowi i jego współpracownikom. „Zostaliśmy posłani przez Boga” — powiedzieli — by pouczyć lud. Prowadziliśmy osobiste rozmowy z Panem; wiemy, co się wydarzy; jednym słowem, jesteśmy apostołami i prorokami, i odwołujemy się do doktora Lutra”160. 

Reformatorzy byli zdumieni i zakłopotani. Było to coś, z czym nigdy dotąd nie mieli do czynienia, i nie wiedzieli, jaką drogę postępowania powinni obrać. Melanchton powiedział: „W tych ludziach rzeczywiście działają nadzwyczajne duchy, ale jakie? (…) Z jednej strony powinniśmy strzec się gaszenia Ducha Świętego, a z drugiej — nie możemy pozwolić szatańskiemu duchowi, aby nas zwiódł”161. 

Wkrótce nowe nauki wydały pierwsze owoce. Doprowadzono do tego, że ludzie lekceważyli Biblię i zupełnie ją odrzucili. W szkołach powstał zamęt. Studenci, odrzuciwszy wszelkie hamulce, porzucali studia i odchodzili z uniwersytetu. Ludzie, którzy uważali samych siebie za kompetentnych w kwestii poprowadzenia dzieła reformacji, odnieśli sukces jedynie w doprowadzeniu jej na skraj ruiny. Stronnicy Rzymu odzyskali zaufanie i wykrzyknęli chełpliwie: „Jeszcze jedno starcie i wszystko będzie nasze”162. 

Luter w Wartburgu z głębokim niepokojem wyraził swoje zdanie na temat tego, co się stało: „Zawsze spodziewałem się, że szatan pośle nam tę zarazę”163. Dostrzegał prawdziwy charakter tych, którzy mienili się być prorokami, i widział niebezpieczeństwo zagrażające sprawie prawdy. Przeciwnicy stojący po stronie papieża i cesarza nie przysparzali mu tak wielkiej rozterki i udręki, jakich doświadczał teraz. Z rzekomych zwolenników reformacji wywodzili się jej najgorsi wrogowie. Te same prawdy, które dały mu tyle radości i pociechy, wykorzystano teraz, aby wzniecić konflikt i spowodować zamieszanie w Kościele. 

Duch Święty kierował Lutrem w dziele reformy, a on przekraczał granice własnych możliwości. Nie zamierzał osiągnąć pozycji, którą zajmował, ani dokonywać tak radykalnych zmian. Był jedynie narzędziem w ręku Nieskończonego. Jednak często lękał się o to, jaki rezultat przyniesie jego działanie. Pewnego razu powiedział: „Gdybym wiedział, że moja nauka zrani choćby jednego człowieka, choćby był prosty i nieuczony — choć przecież nie była w stanie, będąc czystą ewangelią — wolałbym raczej po dziesięćkroć umrzeć, niż jej nie odwołać”164. 

A teraz sama Wittenberga, samo centrum reformacji, szybko ulegała mocy fanatyzmu i bezprawia. Ten straszny stan nie był spowodowany naukami Lutra; jednak to jego oskarżali o to wrogowie w całych Niemczech.  

-118- 

Nieraz w goryczy pytał: „Czy taki ma być koniec owego wielkiego dzieła reformacji?”165. I znów, kiedy zmagał się z Bogiem w modlitwie, jego serce napełniał pokój. „To nie jest moje dzieło, ale Twoje” — powiedział — „nie ścierpisz, żeby zostało skażone przez zabobon czy fanatyzm”. Jednak myśl, by w chwili takiego kryzysu nadal unikać walki, stała się dla niego nie do zniesienia. Postanowił wrócić do Wittenbergi. 

Niezwłocznie wybrał się w tę niebezpieczną podróż. Był wyklętym przez cesarza banitą. Wrogowie mieli prawo pozbawić go życia; przyjaciołom zabroniono udzielać mu schronienia. Władze cesarstwa stosowały najsurowsze środki przeciw jego stronnikom. Widział jednak, że dzieło ewangelii jest zagrożone, i w imię Boże odważnie ruszył do walki o prawdę. 

W liście do elektora, przedstawiając swój zamiar opuszczenia Wartburga, Luter napisał: „Niechaj będzie wiadome Waszej Wysokości, że zmierzam do Wittenbergi pod ochroną o wiele silniejszą, niż mogliby jej udzielić książęta i elektorzy. Nie myślę zabiegać o wsparcie Waszej Wysokości i daleki jestem, by pragnąć waszej ochrony, raczej to ja wolałbym strzec was. Gdybym wiedział, że Wasza Wysokość mógłby mnie strzec, czy uczyniłby to, w ogóle nie wyruszyłbym do Wittenbergi. Nie ma takiego miecza, który byłby w stanie poprzeć tę sprawę. Jedynie sam Bóg musi uczynić wszystko, bez ludzkiej pomocy czy współdziałania. Ten, kto ma największą wiarę, jest zdolny najskuteczniej obronić”166. 

W drugim liście, napisanym w drodze do Wittenbergi, Luter dodał: „Jestem gotów ściągnąć na siebie niełaskę Waszej Wysokości i gniew całego świata. Czyż mieszkańcy Wittenbergi nie są moimi owcami? Czyż Bóg mi ich nie powierzył? I czyż nie powinienem, jeśli zajdzie potrzeba, narazić się na śmierć w ich obronie? Poza tym boję się strasznej wojny w Niemczech, przez którą Bóg ukarze nasz naród”167. 

Przystąpił do swojego zadania z wielką ostrożnością i pokorą, a równocześnie z energią i stanowczością. „Za pomocą słowa” — powiedział — „musimy zburzyć i zniszczyć to, co zostało zbudowane przemocą. Nie użyję siły przeciw zabobonnym i niewierzącym. (…) Nikogo nie wolno przymuszać. Wolność stanowi istotę wiary”168. 

Wieść o tym, że Luter wrócił do Wittenbergi i że ma przemawiać, rozeszła się po mieście lotem błyskawicy. Ludzie gromadzili się zewsząd, a kościół napełnił się po brzegi. Wstępując na ambonę, pouczał, napominał i ganił z wielką mądrością i łagodnością. Odnosząc się do sposobu postępowania tych, którzy posunęli się do przemocy w celu zniesienia mszy, powiedział: 

„Msza jest złą rzeczą; Bóg jest jej przeciwny. Powinna zostać zniesiona. I pragnąłbym, by na całym świecie zastąpiła ją ewangeliczna wieczerza. Nie wolno jednak nikogo wyrywać z niej siłą. Musimy zostawić tę sprawę w rękach Boga. Musi działać Jego słowo, a nie my. Pytacie — dlaczego? Bo nie w moim ręku spoczywają ludzkie serca, jak glina w ręku garncarza. Mamy prawo przemawiać, nie mamy prawa działać. My głośmy, a reszta należy do Boga. Gdybym użył siły, cóż takiego bym osiągnął? Niezadowolenie, formalizm, udawanie, ludzkie zarządzenia i hipokryzję. (…) Nie byłoby jednak szczerości serca ani wiary, ani miłosierdzia. Gdzie brakuje tych trzech, brakuje wszystkiego; za taki skutek nie dałbym funta kłaków. (…) Bóg potrafi więcej zdziałać jedynie swoim Słowem, niż wy i ja, i cały świat razem wzięci. Bóg zdobywa serce; a kiedy serce zostaje zdobyte, zdobyte jest wszystko”. 

„Będę głosił kazania, dyskutował i pisał, ale nikogo nie będę przymuszał, ponieważ wiara jest aktem dobrowolnym. Zobaczcie, co zrobiłem. 

-119 –

Wystąpiłem przeciwko papieżowi, odpustom i papistom, jednak bez użycia siły i bez zamętu. Przedstawiałem Słowo Boże; głosiłem i pisałem — to wszystko. A kiedy spałem (…) Słowo, które głosiłem, zadało klęskę papiestwu, i ani książę, ani cesarz nie przyczynili mu takiej szkody. A mimo to nie zrobiłem nic; wszystkiego dokonało jedynie Słowo. Gdybym chciał odwołać się do siły, prawdopodobnie całe Niemcy tonęłyby we krwi. Lecz jaki byłby tego skutek? Ruina i zniszczenie zarówno ciał, jak i dusz. Dlatego milczałem i pozwoliłem, by Słowo samo biegło przez świat”169. 

Codziennie, przez cały tydzień Luter przemawiał do pełnych entuzjazmu tłumów. Słowo Boże przełamało czar fanatycznego podniecenia. Moc ewangelii na nowo wprowadziła na ścieżkę prawdy tych, którzy zbłądzili. 

Luter nie pragnął sporu z fanatykami, których działania przyniosły tyle zła. Wiedział, że są ludźmi o chwiejnym osądzie i nieokiełznanych namiętnościach, którzy chociaż głoszą, że zostali w sposób szczególny oświeceni światłem z nieba, nie znieśliby najsłabszego sprzeciwu czy choćby nawet najbardziej uprzejmego napomnienia czy rady. Przypisując sobie najwyższy autorytet, wymagali, by wszyscy bez wyjątku uznawali ich roszczenia. Kiedy jednak zażądali spotkania z nim, zgodził się; i z takim powodzeniem obnażył ich oszustwa, że szalbierze natychmiast opuścili Wittenbergę. 

Na jakiś czas fanatyzm został ukrócony; jednak parę lat później wybuchł z jeszcze większą gwałtownością i przyniósł potworniejsze skutki. Odnosząc się do przywódców tego ruchu, Luter powiedział: „Dla nich Pismo Święte było tylko martwą literą; wszyscy oni krzyczeli «Duch! Duch!», jednak z całą pewnością nie pójdę tam, dokąd prowadzi ich ten duch. Niech Bóg w swoim miłosierdziu chroni mnie od Kościoła, w którym są jedynie święci. Pragnę żyć wśród pokornych, słabych, chorych, którzy znają i czują swoje grzechy i którzy bezustannie jęczą i płaczą do Boga z głębi swoich serc, aby uzyskać Jego pocieszenie i wsparcie”170. 

Tomasz Münzer, najbardziej aktywny z fanatyków, był człowiekiem obdarzonym wielkimi talentami, które właściwie ukierunkowane przyniosłyby wiele dobrego; nie przyswoił sobie jednak podstawowych zasad prawdziwej religijności. „Owładnięty był żądzą zmieniania świata i zapomniał, jak to entuzjaści, że reformacja powinna zacząć się od niego samego”171. Pragnął zdobyć pozycję i wpływ; nie chciał być drugim, nawet po Lutrze. Oznajmił, że reformatorzy, wykorzystując autorytet Pisma Świętego wobec papieża, ustanawiają jedynie inną formę papiestwa. Zaś on sam, jak głosił, został posłany przez Boga, by zaprowadzić prawdziwą reformę. „Kto posiada tego ducha” — powiedział — „ma prawdziwą wiarę, choćby nigdy w swoim życiu nie widział Pisma Świętego”172. 

Fanatyczni nauczyciele pozwalali, aby rządziły nimi wrażenia, uważając każdą myśl i impuls za głos Boży; wskutek tego posuwali się do nieprawdopodobnych skrajności. Niektórzy nawet palili swoje Biblie, wołając: „Litera zabija, ale Duch ożywia”173. Nauki Münzera odwoływały się do potrzeby cudu, podczas gdy w rzeczywistości zaspokajały jedynie ludzką pychę, stawiając ludzkie idee i opinie ponad Słowem Bożym. Tysiące przyjmowały jego doktryny. Wkrótce zakwestionował on wszelki porządek publicznych nabożeństw i oznajmił, że posłuszeństwo książętom to próba służenia równocześnie Bogu i Belialowi. 

Umysły ludzi, przygotowane już do zrzucenia papieskiego jarzma, stawały się również coraz bardziej zniecierpliwione wobec wymagań władz świeckich. Rewolucyjne nauki Münzera, którym przypisywano Bożą aprobatę, prowadziły ludzi do wyłamania się spod wszelkiej kontroli i otwierały drogę dla ich uprzedzeń i namiętności. Niemcy stały się widownią najstraszniejszych scen buntu i walk, a cały kraj spłynął krwią. 

Posted in

Droga do Odnowy

Leave a Comment