Zaczął przedstawiać swoje poglądy prywatnie, kiedy tylko było to możliwe, i modlił się, aby jakiś kaznodzieja poświęcił się ich rozpowszechnieniu. Nie opuszczało go jednak przekonanie, że przekazanie ostrzeżenia stanowi jego osobiste zadanie. W jego umyśle powracały słowa: „Idź i powiedz to światu; ich krwi zażądam z twojej ręki”. Czekał dziewięć lat, a ciężar coraz bardziej przygniatał jego serce, aż w 1813 roku po raz pierwszy publicznie przedstawił podstawy swojej wiary.
Elizeusz został powołany i nie miał już dłużej chodzić za swymi wołami na polu — jako oznakę poświęcenia na urząd proroka otrzymał płaszcz. Podobnie William Miller został wezwany do porzucenia swojego pługa i otworzenia przed ludźmi tajemnic Królestwa Bożego. Rozpoczął swoje dzieło z drżeniem, krok za krokiem, przez okresy prorocze aż do powtórnego pojawienia się Chrystusa. Jego wiara i odwaga stopniowo rosły, gdy widział, jak szerokie zainteresowanie wzbudzają jego słowa.
Jedynie dzięki staraniom swych braci, przez których usłyszał Boże wezwanie, Miller zgodził się przedstawić swoje poglądy publicznie. Miał w tym momencie pięćdziesiąt lat, był nienawykły do publicznych wystąpień i ciążyło na nim głębokie poczucie nieprzydatności w zakresie stojącego przed nim zadania. Jednak już od samego początku jego pracy nad zbawieniem innych towarzyszyło wyraźne błogosławieństwo. Jego pierwszy wykład spowodował przebudzenie religijne — nawróciło się trzynaście rodzin z wyjątkiem dwóch osób. Natychmiast zaczęto nalegać, aby przemawiał w innych miejscach i nieomal wszędzie jego działaniom towarzyszyło ożywienie dzieła Bożego. Grzesznicy się nawracali, chrześcijanie odpowiadali jeszcze głębszym poświęceniem, a deiści i niewierzący byli zachęcani do poznania biblijnej prawdy i religii chrześcijańskiej. Oto świadectwo jednej z osób, wśród których działał: „Dotarł do takiej grupy ludzi, na którą nie miał wpływu nikt inny”345. Jego głoszenie miało na celu zwrócenie umysłów ludzi ku wielkim tematom duchowym oraz powstrzymanie rosnącego zeświecczenia i zmysłowości, jakie wówczas panowały.
W rezultacie jego wykładów niemal w każdym mieście nawracały się setki ludzi. W wielu miejscach Kościoły protestanckie niemal wszystkich denominacji otwierały przed nim drzwi swoich kaplic, a pastorzy wielu kongregacji zapraszali go, aby wygłaszał tam swoje nauki. Jego niezmienną zasadą było, by nie pracować tam, dokąd nie został zaproszony, ale wkrótce okazało się, że nie jest w stanie sprostać nawet połowie napływających do niego zaproszeń. Wielu tych, którzy nie akceptowali jego poglądów dotyczących dokładnego czasu powtórnego przyjścia Chrystusa, przekonywało się, że jest to wydarzenie pewne i bliskie i że istnieje potrzeba, aby się do niego przygotować. W niektórych większych miastach jego praca przyniosła wyraźne efekty. Sprzedawcy alkoholu porzucili swój handel i przekształcili swoje lokale w miejsca spotkań; likwidowano domy gry; niewierzący, deiści, uniwersaliści, a nawet najbardziej zdeprawowani grzesznicy zmieniali się, a byli wśród nich tacy, którzy całymi latami omijali domy modlitwy. Różne denominacje organizowały spotkania modlitewne w różnych częściach miasta, niemal o każdej godzinie; biznesmeni spotykali się w środku dnia, aby modlić się i dziękować Bogu. Nie widać było niezdrowego podniecenia, w umysłach ludzi niemal powszechnie panowała powaga. Dzieło Millera, podobnie jak wczesnych reformatorów, prowadziło raczej do zrozumienia, przekonania umysłu i pobudzenia sumienia niż do wywołania emocji.
-205-
W 1833 roku Miller otrzymał prawo do wygłaszania kazań w Kościele baptystycznym, którego był członkiem. Wielu kaznodziejów z jego denominacji przyjęło jego nauki, kontynuował więc swoją pracę za ich oficjalną zgodą. Podróżował i nieprzerwanie głosił, choć jego działalność ograniczała się głównie do terenu Nowej Anglii i Stanów Środkowoatlantyckich. Przez kilka lat wydatki na podróże pokrywał z własnych środków, a później nigdy już nie miał ich tyle, aby pokryć koszty podróży do miejsc, do których go zapraszano. W ten sposób jego publiczna służba, daleka od jakichkolwiek finansowych zysków, stanowiła spore obciążenie jego majątku, który w tamtym okresie stopniowo się zmniejszał. Był głową licznej rodziny, której, podobnie jak jemu samemu, dzięki oszczędnemu trybowi życia i pracowitości wystarczało to, co dawała im ich farma.
W 1833 roku, po dwóch latach od chwili, gdy Miller zaczął publicznie przedstawiać dowody na to, że Chrystus wkrótce przyjdzie, pojawił się ostatni ze znaków obiecanych przez Zbawiciela jako dowody Jego powtórnego przyjścia. Jezus powiedział: „[G]wiazdy spadać będą z nieba” (Mt 24,29). Natomiast Jan w Księdze Apokalipsy oznajmił, ujrzawszy w widzeniu sceny, które miały zwiastować dzień Pana: „I gwiazdy niebieskie spadły na ziemię, podobnie jak drzewo figowe zrzuca figi swoje, gdy wiatr gwałtowny nim potrząśnie” (Ap 6,13). Proroctwo to znalazło swoje imponujące i wstrząsające wypełnienie w postaci wielkiego deszczu meteorytów, który miał miejsce 13 listopada 1833 roku. Było to wspaniałe spadanie gwiazd o największym jak dotąd odnotowanym zasięgu. „[F]irmament nad całymi Stanami Zjednoczonymi przez wiele godzin był jednym ognistym widowiskiem! W tym kraju od czasów pierwszych osadników nie wydarzył się podobny astronomiczny fenomen, który jedna część społeczeństwa obserwowałaby z takim podziwem, a druga — z takim lękiem i niepokojem”. „Subtelność i równoczesne straszliwe piękno tego zjawiska nadal trwa w pamięci wielu. (…) Nigdy dotąd zwykły deszcz nie był tak rzęsisty jak ten deszcz meteorów zmierzających w kierunku ziemi; na wschodzie, zachodzie, północy i południu — wszędzie był równie gęsty. Zjawisko, jak opisuje je «Professor Sillman’s Journal»346, można było obserwować w całej Ameryce Północnej. Od drugiej w nocy aż do białego rana, przy zupełnie odsłoniętym, jasnym niebie, na całym nieboskłonie odbywała się nieustająca gra lśniących oślepiająco świateł”347.
„Żadne słowa nie są w stanie opisać wspaniałości tego imponującego pokazu; (…) kto nie doświadczył go osobiście, nie będzie miał pojęcia o jego świetności. Wydawało się, jakby całe rozgwieżdżone niebo zgromadziło się w jednym punkcie u zenitu i wybuchało równocześnie z prędkością błyskawicy do najdalszych części horyzontu; a mimo to zjawisko nie ustawało — szybko pojawiały się tysiące za tysiącami, jakby stworzono je właśnie na tę chwilę”348. „Nie dało się oprzeć wrażeniu, że przypomina to obraz figowego drzewa zrzucającego figi przy silnym wietrze”349.
W „New York Journal of Commerce” z 14 listopada 1833 roku ukazał się długi artykuł dotyczący tego fenomenu; napisano m.in.: „Żaden filozof ani uczony nie opisał ani nie upamiętnił, jak przypuszczam, wydarzenia z wczorajszego poranka. Osiemnaście stuleci temu zostało dokładnie przepowiedziane przez proroka, a gdybyśmy mieli jakikolwiek problem ze zrozumieniem, że spadanie gwiazd oznacza spadanie gwiazd, to wczorajsze zjawisko dosłownie pasuje do znaczenia jego słów”.
W ten sposób zamanifestował się ostatni z tych znaków przyjścia Chrystusa, które zapowiedział swoim uczniom: „Tak i wy, gdy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że blisko jest, tuż u drzwi” (Mt 24,33). Po ich pojawieniu się Jan widział niebo zwijające się tak, jak niknie zwój, jako wielkie wydarzenie, które ma nastąpić potem, a któremu towarzyszyło wielkie trzęsienie ziemi, góry i wyspy poruszyły się ze swoich miejsc, a bezbożni w trwodze szukali schronienia przed obecnością Syna Człowieczego (Ap 6,12-17).
-206-
Wielu tych, którzy obserwowali spadanie gwiazd, widziało w tym zjawisku zwiastun nadchodzącego sądu, „straszliwy symbol, pewną zapowiedź, znak miłosierdzia udzielonego przed wielkim i strasznym dniem”350. W ten sposób uwaga ludzi została skierowana na wypełniające się proroctwo i wielu dało posłuch ostrzeżeniu dotyczącym powtórnego przyjścia Chrystusa.
W roku 1840 szerokie zainteresowanie wzbudziło inne szczególne wypełnienie się proroctwa. Dwa lata wcześniej Josiah Litch, jeden z wiodących kaznodziejów głoszących powrót Chrystusa, opublikował wykładnię dziewiątego rozdziału Księgi Apokalipsy, przepowiadając upadek Imperium Osmańskiego. Zgodnie z jego obliczeniami miało ono zostać zburzone „mniej więcej w sierpniu 1840 roku”. Kilka dni przed wypełnieniem się tych słów napisał: „Zakładając, że pierwszy okres, to jest 150 lat, wypełnił się dokładnie, zanim Dragazes351 wstąpił na tron za zgodą Turków, a okres 391 lat i piętnastu dni rozpoczął się wraz z końcem pierwszego okresu, zakończy się on 11 sierpnia 1840, kiedy to należy oczekiwać upadku władzy imperium w Konstantynopolu. Wierzę, że tak właśnie się stanie”352.
Dokładnie w tym czasie Turcja poprzez swych ambasadorów przyjęła protektorat zjednoczonych państw Europy i w ten sposób znalazła się pod kontrolą narodów chrześcijańskich. Wydarzenie to było dokładnym wypełnieniem proroctwa. Gdy stało się to powszechnie wiadome, tłumy ludzi przekonały się o dokładności zasad rządzących interpretacją proroctw, którą kierowali się Miller i jego towarzysze, a ruch drugiego adwentu nabrał wielkiego rozmachu. Ludzie
zajmujący wysoką pozycję w świecie nauki i w społeczeństwie przyłączyli się do Millera, zarówno głosząc, jak i publikując jego poglądy, i w latach 1840-1844 dzieło błyskawicznie się rozprzestrzeniło.
William Miller był obdarzony wielką siłą umysłu, posiadał dyscyplinę myśli i nawyk systematycznego studiowania. Do tego dołączył się mądrość z nieba, gdy jego serce połączyło się z jej Źródłem. Był niezwykle wartościowym człowiekiem, który zdobywał sobie szacunek i poważanie wszędzie tam, gdzie ceniono prawy charakter i moralną doskonałość. Łącząc prawdziwą serdeczną uprzejmość z chrześcijańską skromnością i siłą samokontroli, był uważny i otwarty wobec wszystkich, gotów wysłuchać opinii innych i rozważyć ich argumenty. Wszystkie teorie i doktryny badał przy pomocy Słowa Bożego bez zbędnych emocji i uprzedzenia, a jego rozsądne rozumowanie i rozległa znajomość Pism umożliwiały mu wykazywanie błędów i demaskowanie fałszu.
Mimo to jego dzieło spotykało się z zawziętym sprzeciwem. Podobnie jak w przypadku pierwszych reformatorów jego nauki również nie były przyjmowane przychylnie przez popularnych przywódców religijnych. Ponieważ nie byli oni w stanie uzasadnić swojej pozycji przy pomocy Pism, musieli uciekać się do stwierdzeń i nauk ludzkich, do tradycji ojców Kościoła.
-207-
Jednak dla głoszących prawdę o powtórnym przyjściu Chrystusa wiarygodnym świadectwem było jedynie Słowo Boże. Hasło, które im przyświecało, brzmiało: Biblia i tylko Biblia. Ponieważ ich oponenci nie mieli żadnego oparcia w Piśmie Świętym, posuwali się do szyderstw i drwin. Angażowano czas, środki i talenty, aby spotwarzyć tych, których jedyna przewina polegała na tym, że z radością oczekiwali powrotu swojego Pana, pragnęli żyć pobożnie i nawoływali innych, aby przygoto wali się na Jego przyjście.
Podejmowano poważne wysiłki, aby odciągnąć umysły ludzi od tematu powtórnego przyjścia. Studiowanie proroctw dotyczących powrotu Chrystusa i końca świata przedstawiano jako grzech, jak coś, czego należałoby się wstydzić. W ten sposób duchowieństwo podkopywało zaufanie do Słowa Bożego. Nauki te sprawiały, że ludzie stawali się niewierzący, a wielu uznało to za przyzwolenie, aby podążyć za własnymi niskimi żądzami. Następnie ci, którzy byli winni zła, przypisywali je adwentystom.
Podczas gdy nazwisko Millera sprawiało, że domy rozumnych i uważnych słuchaczy wypełniały się po brzegi, często zdarzało się, że prasa religijna wymieniała je wśród drwin i głosów potępienia. Niedbali i bezbożni, chlubiący się swoją pozycją religijnych nauczycieli, poniżali się do stosowania obraźliwych epitetów, do niskich i bluźnierczych dowcipów, z zamiarem zhańbienia jego osoby i dzieła. Siwowłosy człowiek, który opuścił wygodny dom, aby za własne pieniądze bezustannie podróżować od miasta do miasta, w ciągłym trudzie niosąc światu poważne ostrzeżenie o zbliżającym się sądzie, był szyderczo potępiany jako fanatyk, kłamca i sprytny szubrawiec.
Szyderstwo, fałszywe oskarżenia i obelgi, jakie na niego rzucano, wywoływały żywiołową reakcję nawet w prasie świeckiej. „Potraktowanie tematu o tak oszałamiającym majestacie i straszliwych konsekwencjach” z taką niefrasobliwością i grubiaństwem zostało przez ludzi świeckich określone „nie tylko jako kpina z uczuć jego propagatorów i obrońców”, ale „żarty z dnia sądu, drwiny z samego Bóstwa i lekceważenie powagi Jego trybunału”353.
Ten, który zawsze prowokuje do wszelkiego zła, pragnął nie tylko przeciwdziałać skutkom poselstwa adwentowego, ale także zniszczyć samego posłańca. Miller w sposób praktyczny przekazał biblijną prawdę do serc słuchaczy, ukazując ich grzechy i budząc ich ze stanu samozadowolenia, a jego jasne i celne słowa wzbudziły ich wrogość. Sprzeciw, jaki okazywali członkowie Kościoła wobec jego poselstwa, sprowokował najniższe klasy społeczeństwa do tego, aby posunąć się jeszcze dalej — wrogowie planowali zamach na jego życie, w czasie gdy miał opuszczać miejsce zgromadzeń. Jednak jeden z obecnych w tłumie świętych aniołów, przybrawszy postać mężczyzny, chwycił sługę Bożego za ramię i wyprowadził go spośród wzburzonej tłuszczy. Dzieło Millera nie dobiegło jeszcze końca i szatan oraz jego wysłannicy nie osiągnęli zamierzonego celu.
Pomimo całego sprzeciwu zainteresowanie ruchem adwentowym stale rosło. Zgromadzenia powiększały się i liczyły już nie setki, ale wiele tysięcy wiernych. Powodowało to ogromny przyrost w różnych Kościołach, ale po jakimś czasie pojawił się duch sprzeciwu nawet wobec tych nawróconych i Kościoły podjęły kroki dyscyplinarne wobec tych, którzy podzielali poglądy Millera. Działania te wywołały reakcję samego reformatora, który zwrócił się z pisemną odezwą do chrześcijan wszystkich denominacji, nalegając, aby wykazano mu za pomocą Pisma Świętego, że jego nauki są fałszywe.
„Czyżbyśmy wierzyli w coś” — napisał — „czego nie nakazuje Słowo Boże, o którym sami mówicie, że jest jedynym prawidłem naszej wiary i życia? Co takiego zrobiliśmy, że wywołało to aż tak zjadliwe potępienie nas z kazalnicy i na łamach prasy i stało się powodem do wykluczenia nas [adwentystów] z waszych Kościołów i społeczności?”.